Wyjątkowo śnieżna zima opóźniła nadejście wiosny. Większość wiosennych roślin, zwłaszcza tych wysokogórskich, zakwitła znacznie później niż w ubiegłym roku. Wyjątkowo długo, bo do 8 maja, kursowały także narciarskie koleje krzesełkowe na Kasprowym Wierchu. Nabrzmiałe do granic możliwości kłącza roślin czekały, aż zniknie biały pled, by wystrzelić liśćmi ku słońcu. Śniegi nie mogły jednak powstrzymać zegara biologicznego większości tatrzańskich zwierząt.
Spośród dwóch najbardziej znanych gatunków tatrzańskich śpiochów zimowych, najwcześniej zaczęły budzić się niedźwiedzie. Pierwsze wiosenne tropy zaobserwowano 2 marca w rejonie Hali Gąsienicowej. Ich wymiary wskazywały, że był to nieduży i prawdopodobnie młody osobnik, przypuszczalnie potomek "Siwej" z poprzedniego miotu. Ustalono, że niedźwiedź spał w gawrze założonej wśród kosówek na zboczach Kopy Królowej. Gawra miała charakter półciemny, co znaczy, że zwierzę najpierw wygrzebało w stoku niewielki dołek, a później nadbudowało go plątaniną świerkowych i kosodrzewinowych gałązek. Po opuszczeniu tego, nieco przyciasnego ukrycia, miś przez cały marzec przebywał głównie w górnej części Doliny Olczyskiej, w pobliżu nartostrady z Hali Gąsienicowej do Kuźnic, na której można było zauważyć jego liczne tropy. Tropiono go wielokrotnie, nigdy jednak nie stwierdzono, aby czymś się posilał, przypuszczalnie korzystał wiec w dalszym ciągu z zapasów tłuszczu zgromadzonych pod skórą ubiegłej jesieni. Na początku kwietnia, prawdopodobnie przeniósł się on w rejon regla dolnego, gdzie zaczęły się zielenić pierwsze trawy.
"Borcok", dobrze znany czytelnikom naszego pisma, do połowy marca pozostawał w swym zimowym schronieniu, o czym świadczył nie zmieniający się sygnał radiotelemetryczny emitowany przez nadajnik umieszczony w noszonej przez niego obroży. Gdy 16 marca przyszło znaczne ocieplenie połączone w niższych partiach gór z opadami deszczu, "Borcok" choć najprawdopodobniej opuścił gawrę, to cały czas pozostawał w rejonie Bobrowca, by dopiero po dwóch tygodniach przejść przez granicę w stronę Osobitej. Nieobecność niedźwiedzia wykorzystano do odszukania jego gawry. Odnaleziono ją ukrytą pod nisko ugałęzionym świerkiem, tuż obok miejsca, w którym podobną gawrę zauważono w marcu 1998 roku. Przez cały kwiecień "Borcok" przemieszczał się pomiędzy Kominiarskim Wierchem a Słowacją, co było dość typowym dla niego zachowaniem.
Dużą niespodzianką była natomiast obserwacja dokonana 13 kwietnia w Dolinie Pańszczycy (inf. Zofia Bachleda). Widziano tam niedźwiedzicę z dwójką tegorocznych młodych, która penetrowała żleby na zboczu Małej Koszystej. Następnego dnia stwierdzono, że młode przyszły na świat w znanej już wcześniej gawrze w okolicy Dubrawisk. Niewielka (długość 5 m, głębokość 2 m), nieznana speleologom jaskinia nazwana przez nas "Gawra nad Suchą Wodą" była wykorzystywana na legowisko już ubiegłej zimy. Wówczas, na dnie głębokiej na metr studzienki wejściowej niedźwiedź urządził posłanie z gałązek świerka i kosodrzewiny. Wymiary tropów wskazywały na niedużego, najprawdopodobniej młodego osobnika o nieustalonej płci. Nie ma pewności, czy obserwowana w kwietniu tego roku niedźwiedzica była tym niezidentyfikowanym osobnikiem, choć sugerują to niemal identyczne wymiary tropów. Rosnący przed wejściem do jaskini świerk, który już poprzedniego roku został nieco nadwerężony przy pozyskiwaniu przez niedźwiedzia wyściółki do gawry, tym razem został ogołocony do cna. Z jego wierzchołka i gałęzi niedźwiedzica urządziła sobie solidne legowisko pozostawiając siedmiometrową ostrewkę z dwoma rachitycznymi gałązkami na szczycie, które niczym flaga na maszcie ogłaszały okolicy - tu śpi król (a właściwie królowa i królewięta) puszczy. Niedźwiedzie legowisko całkowicie zablokowało boczny korytarzyk jaskini.
Wyjście z gawry dla urodzonych w styczniu maluchów nie było łatwym zadaniem. Skierowany ku górze otwór w stropie był dla nich raczej niedostępny i najprawdopodobniej matka musiała je podsadzić lub wyjąć przy pomocy własnych zębów. Po opuszczeniu jaskini niedźwiedzie przez pewien czas pozostawały w bezpośrednim jej sąsiedztwie, o czym świadczą dwa barłogi wymoszczone w odległości 10 i 50 metrów od otworu. Po jakimś czasie coś skłoniło je do dalekiej wędrówki, co to było - możemy jedynie domniemywać. Po wyjściu z gawry niedźwiedzica z dwójką około trzymiesięcznych niedźwiadków przekroczywszy grań Małej Koszystej na wysokości 1910 m n.p.m. poszła w kierunku Doliny Waksmundzkiej, (tropienie Jan Polak i Marcin Nędza Chotarski). Dla dorosłego niedźwiedzia to nic wielkiego, ale że równie dobrze poradziły sobie z tym niedźwiedzie niemowlaki, było dużym zaskoczeniem. Dotychczas zwykło się uważać, że niedźwiedzice z młodymi, zwłaszcza nowo urodzonymi, długo przebywają w okolicy gawry i dopiero, gdy wiosna rozpocznie się na dobre oddalają się w poszukiwaniu żeru. Ta nie zachowywała się tak, jak "powinna", co świadczy tylko o tym, że wciąż nie wiemy o niedźwiedzich zwyczajach wystarczająco dużo. Nic też nie wiemy o dalszych losach tej niedźwiedziej trójki. Niedźwiedzica z dwójka tegorocznych młodych była obserwowana 23 maja w górnej części Wąwozu Kraków - trudno jednak zgadnąć, czy były to właśnie one.
Tego samego dnia na Polanie Kasprowej widziano równocześnie jeszcze dwie niedźwiedzice, a każda z nich prowadziła dwa ponadroczne niedźwiadki. Ponieważ jednoczesna obserwacja 6 niedźwiedzi nie zdarza się zbyt często, natychmiast powstały pogłoski, że są to uciekinierzy ze zniszczonych ubiegłorocznym huraganem słowackich lasów. Opowieści takie między bajki trzeba włożyć, bo wiatrołomy raczej dobrze służą niedźwiedziom. Piętrowo ułożone drzewostany przy niedźwiedziej sprawności nie stanowią żadnej przeszkody, a w prześwietlonych miejscach pojawiają się soczyste, bogate w cukry rośliny, czyli to, co niedźwiedzie lubią najbardziej.
*
Jedną z niedźwiedzic widzianych 23 maja na Polanie Kasprowej była "Siwa", bohaterka ubiegłorocznego lata i jesieni. Pojawiła się dopiero 17 kwietnia w okolicy schroniska na Kalatówkach. Nie wiemy dokładnie gdzie spała, ale przypuszczalnie był to rejon Regli Zakopiańskich. Cała trójka ubiegłorocznych potomków "Siwej" szczęśliwie przetrwała zimę i z początku towarzyszyła matce. Do końca kwietnia cztery niedźwiedzie (jeden duży, dwa małe i jeden malutki) były widziane w okolicy klasztoru Sióstr Albertynek i w Jaworzynce. Weekend majowy postanowiły spędzić w Dolinie Strążyskiej. Niestety na ten sam pomysł wpadło kilka tysięcy ludzi. Wśród nich znaleźli się i tacy, którzy nie czytają "Tatr". A jeśli czytają - to nie rozumieją. A jeśli rozumieją, to robią na złość filancom. Dość powiedzieć, że 3 maja powtórzyła się sytuacja z lata ubiegłego roku, kiedy ktoś zapragnął mieć rodzinne zdjęcie z misiem. Tym razem podszedł zbyt blisko - bo przecież telefonem komórkowym z daleka zdjęcia zrobić się nie da - i niedźwiedzica zareagowała szarżą. Amator fotek z misiem natychmiast zmienił kierunek i prędkość marszu. Ucieczka skończyła się dla niego uszkodzeniem stawu skokowego, interwencją TOPR-u i mandatem karnym za zejście ze szlaku w celu drażnienia niedźwiedzi.
Ze Strążyskiej "Siwa" z potomstwem poszła w stronę Przysłopu Miętusiego. Nie była to dla nich szczęśliwa wyprawa. Po 10 maja nie widziano więcej całej czwórki razem. Zniknął najmniejszy z trojaczków. Zagadka wyjaśniła się, gdy jego szczątki, najprawdopodobniej rozszarpane przez jakiegoś dorosłego niedźwiedzia-samca, znaleziono w lesie pod Kończystą Turnią (inf. Andrzej Rams i Jakub Stopka Walkosz). Na podstawie śladów przypuszcza się, że całe zdarzenie miało dość dramatyczny przebieg. Młody chciał się ukryć na drzewie, skąd jednak został ściągnięty lub zrzucony i niemal w całości pożarty. Z kręgu podejrzanych o "dzieciobójstwo" można tym razem wykluczyć "Borcoka", gdyż w tym czasie przebywał w dość odległym rejonie (Kalatówki-Kondratowa), gdzie zajmował się potyczkami z wilkami i odbieraniem im zdobyczy.
Podobnie jak w ubiegłym roku, tak i teraz "Siwa" nie wykazywała najmniejszego respektu wobec ludzi, co zaczęło być kłopotliwe. Wystarano się więc o zgodę Ministra Środowiska na jej odłów i oznakowanie za pomocą obroży z nadajnikiem radiotelemetrycznym. Akcja rozpoczęła się 19 maja w rejonie Kopieńców i trwa nadal, a oprócz parkowców uczestniczą w niej także pracownicy Instytutu Ochrony Przyrody PAN, z dyrektorem prof. Henrykiem Okarmą na czele. Jak na razie Siwa okazuje się sprytniejsza od swoich "opiekunów".
*
W kategorii długości snu zimowego, i tym razem bezkonkurencyjne okazały się świstaki. Pierwsze ślady ich aktywności zaobserwowano dopiero 16 kwietnia w Dolinie Kondratowej (inf. Andrzej Światłowski), gdzie przekopały się przez 2,5 metrową pokrywę śnieżną. Dokładnie o tej samej porze, co przed rokiem (19-20 kwietnia) wyszły na światło słoneczne świstaki w Kotle Gąsienicowym, a tunel jaki wykopały w śniegu miał 160 cm długości. Gdy jednak później nastąpił nawrót zimy i opady śnieżne, kolonia nie wykazywała śladów aktywności przez szereg kolejnych dni - być może świstaki na powrót zapadły w drzemkę. O miesiąc później niż przed rokiem, bo pod koniec kwietnia, pojawiły się świstaki w najniżej położonej z tatrzańskich kolonii, znajdującej się w okolicy Hali Gąsienicowej na wysokości 1350 m n.p.m. Początkiem maja zaobserwowano w niej co najmniej 8 osobników w różnym wieku.
Do końca nie wiadomo, od czego zależy termin budzenia się świstaków na wiosnę. Wydaje się jednak, że czynniki wewnątrzpopulacyjne, takie jak liczebność koloni, liczba młodych, czy stopień natłuszczenia mogą mieć większe znaczenie od czynników zewnętrznych (wysokość nad poziomem morza, czy nachylenie i ekspozycja stoku). Z innych ciekawostek warto wspomnieć o zaniku zimowego hibernakulum świstaków, zlokalizowanego u podnóża żlebku pod Liliowem, który na przekór parkowym zakazom upodobali sobie miłośnicy ekstremalnych skoków na nartach i snowboardzie. Oczywiście nie można tych dwu rzeczy łączyć bezpośrednio, zwłaszcza, że nowa zimowa nora świstaków pojawiła się przed rokiem około 150 metrów na południowy zachód od tego miejsca.
Znaczna pokrywa śnieżna, jaka w tym roku towarzyszyła budzącym się świstakom, zapewne trochę uprzykrzyła im życie. Zwierzęta te żyją w Tatrach dosyć długo i takie śnieżne "kataklizmy" znają od pokoleń, toteż i w tym roku nie powinny zginąć z głodu. Gdy w pobliżu nory wszystko jest pokryte śniegiem, świstaki wydeptują długie ścieżki w kierunku najbliższych skałek i wytopionych płaśni, gdzie mogą znaleźć coś do zjedzenia. Znoszą też zapasy siana do nor, chociaż nie wiadomo, jaka cześć tego siana służy za wyściółkę nory, a jaka jest zjadana.
*
Również w prawdziwie zimowej scenerii obserwowano pierwsze w tym roku młode koziczki. Było to w rejonie Hali Gąsienicowej, stosunkowo późno, bo dopiero 9 maja. Trzeba jednak przyznać, że obserwacje prowadzono niezbyt systematycznie. Równie niesystematycznymi obserwacjami objęto tokowiska głuszców i cietrzewi, o których nie można powiedzieć nic nowego. Tak naprawdę wiemy tylko tyle, że w Tatrach nadal występują i znamy kilka miejsc stałego tokowania. Nadal nie wiadomo jednak jak liczne są ich populacje i jakim tendencjom podlegają. Stosunkowo częściej widywane i tropione były cietrzewie - nie świadczy to jednak o tym, że jest ich więcej niż głuszców.
Więcej wiemy o tatrzańskich orłach i bocianach czarnych - możemy się poszczycić "aż" po jednej parze każdego z tych gatunków. Ich bieżące monitorowanie nie sprawia więc tak znacznych trudności. Widywane były loty godowe orłów w rejonie Doliny Kościeliskiej, jednak jak na razie lęgu nie stwierdzono. Odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku bociana czarnego. Ten skryty ptak nie obnosił się publicznie ze swymi zalotami, a widziany był jedynie na gnieździe. Gniazdo to znane jest od trzech lat, znajduje się poza geograficznym obszarem Tatr, w granicach TPN, ale na terenie prywatnym.
*
Długa zima sprawiła, że jelenie i sarny dłużej pozostały w dolnych partiach Tatr i na przykład w okolicy Hali Gąsienicowej ich pierwsze tropy pojawiły się dopiero 26 maja, czyli dwa tygodnie później niż w roku ubiegłym.
Spośród rzadziej widywanych ssaków wspomnieć należy o wydrze, która na przełomie maja i kwietnia odwiedzała Suchą Wodę i Stawy Gąsienicowe, a w połowie maja widziana była przy Toporowych Stawkach (inf. i foto Jan Krzysztof). O wydrach żyjących w TPN wiemy jeszcze mniej niż o głuszcach i cietrzewiach. Nie ma nawet pewności, czy są one tu stale obecne, czy może zimą opuszczają Tatry i szukają pożywienia na niezamarzających potokach Podtatrza.
W Dolinie Chochołowskiej koło Hucisk w połowie marca tropiony był dzik. Prawdopodobnie osobnik ten zabłąkał się tu ze słowackiej Orawy jeszcze przed opadami śniegu. Zimowy klimat Tatr nie służy ryjącym w ziemi w poszukiwaniu pokarmu dzikom. I tym razem nie było inaczej. Wysoka pokrywa śnieżna stała się prawdopodobnie przyczyną śmierci głodowej tego osobnika. Jego rozwleczone przez lisy szczątki odnaleziono w kwietniu w młodniku w pobliżu Hucisk.
Jak dotąd nie znaleziono ani jednej padłej tej zimy kozicy. Jeden fałszywy alarm wywołał lis, który przekopał 1,5 m głębokości tunel na starym lawinisku. Miejsce to było także penetrowane przez wspomnianą wcześniej niedźwiedzicę, prowadzącą dwójkę tegorocznych młodych. Po przekopaniu grubej warstwy śniegu okazało się jednak, że przyczyną ciekawości lisa były gryzonie - na dnie lisiego tunelu odnaleziono tylko kłaczek włosów nornicy.
Większe ubytki zanotowano wśród jeleniowatych. Spowodowała je działalność rysi i wilków, ciężka zima, a także wypadki samochodowe, o czym szeroko pisała lokalna prasa.
(artykuł ukazał się w kwartaniku "Tatry")
Tekst: Filip Zięba, Tomasz Zwijacz Kozica