tu jesteś:   STRONA GŁÓWNA
Poznaj Tatry
NATURA
   Zielony Świat Tatr
   Zwierzęta Tatr
   Klimat, Skały i Wody
   Kronika wydarzeń przyrod.
KULTURA
   Historia
   Etnografia
Filmy edukacyjne
AUDYCJE RADIOWE
ATLAS ROŚLIN
ATLAS GRZYBÓW
ATLAS ZWIERZĄT
PANORAMY TATR
INNE GÓRY
BLOG / NEWSY
WSPÓŁPRACA


Kronika wydarzeń przyrod.
Ciężkie życie symboli

Ciężkie życie symboli

Nie łatwo jest żyć zwierzętom w Tatrach. Zwłaszcza tym, które nie z własnej woli pretendują do roli symbolu. Nie dość, że w ekstremalnych warunkach środowiska muszą znosić kaprysy aury i tłumy turystów, to jeszcze zaprzęga się je do kampanii reklamowej jednego z potentatów w branży spożywczej. Zamiast spokojnie zająć się regeneracją sił po zimie, by w dobrej kondycji przystąpić do rozrodu, muszą wdzięczyć się do kamer i obiektywów, zapraszając w Tatry nowych gości, choć od lat mówi się, że góry te są przepełnione i potrzebują raczej antyreklamy.

Zima była dość nietypowa. Dość nietypowo wyglądało także przebudzanie się świstaków po śnie zimowym. Pierwsze ich ślady pojawiły się już 5 kwietnia w Kotle Gąsienicowym. W tym samym miejscu, gdzie zwykle na wiosnę, wygrzebały około półtorametrowej długości tunel w śniegu, który prowadził z nory zimowej ku świeżemu powietrzu i słońcu. Na ścianach tunelu widoczne były wyraźne ślady świstaczych pazurków i błoto wyniesione z wnętrza nory (inf. Jan Polak). Niestety słońca nie było za wiele. Tego samego dnia, w którym świstaki zakończyły przekopywanie swojego tunelu, zaczął padać śnieg i przykrył wszystko dość grubą warstwą. Przez kolejnych kilka dni na powierzchni śniegu nie było widać żadnych świstaczych śladów. Co działo się pod śniegiem – nie wiemy. Niewykluczone, że zwierzęta ponownie zapadły w stan hibernacji. 9 kwietnia po raz drugi otwarło się wejście do tej nory, ale prawdopodobnie świstaki nie miały w tym większego udziału. Świeży śnieg sam się topił, tak od zewnątrz, jak i od wnętrza nory, z której wydobywało się ciepłe, nieco zatęchłe powietrze. Powtarzające się kilkakrotnie kolejne opady śniegu znowu zasypywały wejście do nory, po kilku dniach nora zazwyczaj się otwierała, ale świstaki nie wychodziły na powierzchnię, a co najwyżej wystawiały głowę z tunelu. Dopiero 25 kwietnia tropy pojawiły się na zewnątrz wokół otworu. Od tego dnia aktywność świstaków wyraźnie wzrosła. 30 kwietnia odkopały drugie wejście do nory. Liczne tropy prowadziły ku wytopionym spod śniegu trawom i skałkom.

Wczesne odkopanie nory i jej późniejsze kilkukrotne znikanie pod śniegiem dobrze ilustruje to, o czym już pisaliśmy na łamach „Tatr”. Symptomatyczne jest, że chociaż skrupulatnie odnotowujemy i analizujemy daty wykopywania się świstaków po śnie zimowym, nie mamy zielonego pojęcia, jakie jest behawioralne znaczenie tych dat. Nie posiadamy absolutnie żadnych danych na temat tego, co pod ziemią wyprawiają świstaki tatrzańskie, a dość bogate piśmiennictwo naukowe na temat fizjologii snu zimowego świstaków alpejskich pozostaje w Tatrach praktycznie nie znane lub, o zgrozo, jest ignorowane pod pretekstem odmienności podgatunku tatrzańskiego. Dość powiedzieć, że w Alpach do badania snu zimowego i aktywności świstaków używa się skomplikowanej aparatury pomiarowej, z zespołem automatycznych czujników temperatury, a w Tatrach używamy prawie wyłącznie lornetki i kalendarza.

*

Kolejne nawroty zimy pozwoliły nieco dokładniej przyjrzeć się temu, co się dzieje w kolonii świstaków w Jaworzynce. W poprzednich latach, zanim zwierzęta zdążyły się obudzić, śniegu już tu zwykle nie było. Stąd wiele wątpliwości. Tej wiosny śniegu nie brakowało, ale wątpliwości pozostały.

Pierwsze ślady świstaków w Jaworzynce pojawiły się dość późno, bo dopiero 17 kwietnia (inf. Andrzej Światłowski). Co ciekawe, tego dnia stwierdzono dwa otwory wykopane w miejscach, gdzie dotąd nie ewidencjonowano nor zimowych. Jedna oddalona była o kilka metrów od halni zbudowanej przez świstaki przed głównym wejściem do zajmowanego od lat systemu nor. Wejście to było wciąż zabite kamieniami i zasypane śniegiem, a świstaki wybiły się na zewnątrz zupełnie nowym otworem. Niemal idealnie okrągła dziura pojawiła się w zwartej darni. Wokół świeżo powstałego otworu widoczne były bardzo nieliczne ślady ziemi i kamieni wyrzuconych z wnętrza. Większość materiału usuniętego podczas kopania korytarza pozostała pod ziemią. Na tej podstawie możemy sądzić, że tunel ten wykonany został od środka.

W tym samym czasie ślady świstaków pojawiły się wokół nory położonej prawie 200 metrów dalej. Tej, w której w ubiegłym roku urodziły się trzy małe świstaczki, i która jak sądziliśmy, została jesienią rozkopana przez kłusownika lub wandala. Okazało się, że zniszczony został wówczas tylko strop nad początkowym odcinkiem korytarza. Odcinek ten szedł prawie poziomo równolegle do stoku, a po około metrze zakręcał pod ostrym kątem w głąb zbocza. Możliwe więc, że zniszczenia nie dokonał ani człowiek, ani niedźwiedź, a zrobiły to same świstaki, gdy zatykały norę na zimę. Wglądałoby więc na to, że w Jaworzynce mieliśmy tej zimy dwie nory zimowe i co za tym idzie – dwie świstacze rodziny. Nowe wątpliwości pojawiły się jednak, gdy okazało się, że zeszłoroczne świstaki, które najprawdopodobniej spały w norze górnej, tam gdzie się urodziły, częściej przebywały w pobliżu nory dolnej, a więc na terytorium innej rodziny.

Życie socjalne świstaków wciąż kryje przed nami wiele tajemnic. Aby je poznać, należałoby przez dłuższy czas skupić się na tylko jednej świstaczej koloni i obserwować ją od świtu do zmroku, od wiosny do jesieni. Jak dotąd badacze tatrzańscy byli w stanie poświęcić na obserwację najwyżej po 2–3 dni w tygodniu i to jeszcze dzielili ten czas pomiędzy kilka koloni. Jednocześnie należałoby trwale oznakować wszystkich mieszkańców koloni. Póki co świstak tatrzański jest uważany za zwierzę bardzo wrażliwe na ludzką ingerencję. Nie należy się więc spodziewać, że zgoda na takie badania zostanie w bliskiej przyszłości wydana. Aby próbować zrozumieć, co dzieje się w świstaczym świecie, musimy dalej szlifować języki obce i czytać wyniki badań alpejskich.

*

Świstak wciąż jest największym tatrzańskim gryzoniem, ale kto wie, może wkrótce zostanie zdetronizowany przez bobra, który jest od niego nawet pięciokrotnie cięższy. Jak na razie bobry w Tatrach nie występują, ale w ubiegłym roku ślady ich okresowej obecności odnotowano nad Zielonym Stawem w Dolinie Kieżmarskiej, około 1550 m n.p.m. Od roku 2005 bobry żyją tuż pod Tatrami – w rezerwacie Belianske lúky na Spiszu. Po polskiej stronie dotąd trzymały się z dala od Tatr. Ostatnio jednak, gdy Polskę nawiedziła powódź, zatapiająca także bobrze nory, pewien bóbr podążył w górę doliną Czarnego Dunajca, docierając aż do Witowa, do mostu na Zagrody Witowskie. Pozostało mu jeszcze 5 kilometrów do granicy Tatr. Wpadł jednak do nieczynnego kanału w sąsiedztwie jazu. Zwierzę uwięzione w betonowej pułapce dostrzegli okoliczni mieszkańcy. Najpierw próbowali mu pomóc, wstawiając do przykopy deski i drabinę. Bóbr chyba jednak po drabinie nie potrafił się wydrapać, więc pociął ją na kawałki, z żalu albo z nudów. Następnego dnia został więc złapany w siatkę (tę samą, która przed kilku laty miała posłużyć do „ratowania” kozicy „uwięzionej” na Nosalu) i wypuszczony w pobliżu, w korycie Czarnego Dunajca. W którą stronę się udał, czy w Tatry, czy z powrotem na niziny, nie wiemy.

*

Jednym z najrzadziej widywanych w Tatrach ssaków jest wydra. Jej liczebność w granicach parku pozostaje tajemnicą, jednak najprawdopodobniej nie przekracza pięciu sztuk. Koniecznie trzeba więc odnotować, że ślady tych największych związanych ze środowiskiem wodnym zwierząt w TPN widziano 18 kwietnia nad Czarnym Stawem Gąsienicowym (inf. Bożena Wajda) i 20 kwietnia nad Zielonym Stawem Gąsienicowym (inf. Marcin Nędza Chotarski), gdzie nurkowała pod lodem, po czym poszła w stronę Kurtkowca.

*

Ku Tatrom zbliża się także inny gatunek, dość pospolity na niżu, a dotąd niewystępujący w granicach TPN. Mowa o bocianie białym. Jego gniazda znane są z terenu Zakopanego, ale raczej z niższych miejsc. W tym roku po raz pierwszy para białych bocianów założyła gniazdo w Kościelisku i to od razu w centrum wsi, na kominie domu jednorodzinnego tuż obok Orlika, czyli nowego szkolnego boiska. Jest to jak dotąd chyba najwyżej w Polsce położone gniazdo bocianie (około 970 m n.p.m.). Niestety, pogoda nie pozwoliła ptakom szczęśliwie wysiedzieć jaj i wykarmić piskląt. Gdy w połowie maja kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu przykryła Kościelisko, oba ptaki stały zmoknięte i zmarznięte na kominie. Kilka dni później pozostały tu już tylko przyniesione przez nie patyki. No cóż, może za rok powrócą.

Należy obawiać się także o sukces lęgowy innych ptaków, tak tatrzańskich, jak i podtatrzańskich. Warunki atmosferyczne sprawiły, że widok martwych piskląt na dnie lasu był dość powszechny. W marcu i kwietniu wciąż wiało optymizmem. Dzięcioł białogrzbiety pojawił się już 26 marca przy swojej zeszłorocznej dziupli. Co najmniej dwie pary sokołów wędrownych pilnowały swoich terenów lęgowych. Podobnie orły przednie i czarne bociany. Pomurniki odbywały loty godowe na Raptawickiej Turni, choć chyba właśnie zawirowania pogodowe sprawiły, że pewien przedstawiciel tego gatunku przypadkiem w Poniedziałek Wielkanocny, 5 kwietnia, wleciał do wnętrza gajówki na Brzanówce (inf. Bożena Wajda). Często odzywały się włochatki, między innymi w Miętusiej i Dudowej. Niestety, dla wielu z nich ten sezon lęgowy będzie najprawdopodobniej stracony.

*

Spotkanie z niepłochliwym głuszcem, jakie miało miejsce 18 kwietnia nad Morskim Okiem, opisuje w bieżącym numerze Marcin Strączek Helios. Uzupełnijmy, że podobne zdarzenie miało miejsce sześć dni później, czyli 24 kwietnia w Dolinie Białej Wody na Polanie pod Wysoką. Zacietrzewionego głuszca napotkało trzech polskich taterników (szczegóły na stronach www.wspinanie.pl). Oba miejsca napastowania ludzi przez głuszca oddalone są od siebie o 3,5 km, jednak najprawdopodobniej był to ten sam niepłochliwy osobnik. Mechanizm głuszcowej niepłochliwości jest wciąż zagadką dla nauki. Jedna z hipotez mówi, że pojawia się ona, gdy populacja tych ptaków gwałtownie się kurczy.

*

Straty spowodowane majowymi opadami śniegu odnotowaliśmy także wśród rzadkich w Tatrach gryzoni z rodziny popielicowatych. Dwie martwe orzesznice, leżące na powierzchni świeżego śniegu, zostały znalezione przy szlakach turystycznych w rejonie Hali Gąsienicowej, na Królowej Równi i pod Uhrociem Kasprowym. Dwa smutne przypadki, stwierdzone w krótkim czasie i bliskim sąsiedztwie, a do tego na szlaku turystycznym, mogą świadczyć o większym kataklizmie, jaki dotknął populację tych sympatycznych gryzoni, zwłaszcza w górnym reglu i w piętrze kosodrzewiny.

Orzesznice, podobnie jak inne popielicowate, zapadają na zimę w stan hibernacji, który jest nierzadko mocniejszy i dłuższy niż u świstaków. Tej wiosny najwyraźniej obudziły się zbyt wcześnie. Ciekawostką jest, że w czasie dużych upałów orzesznice mogą także zapadać w sen letni, co w Tatrach chyba się nie zdarza.

*

Nie można wykluczyć, że ofiarą ochłodzenia, był też kilkumiesięczny niedźwiadek znaleziony przez turystów 30 maja przy szlaku w Dolinie Tomanowej. Nie można też wykluczyć, że był to jeden z dwójki tegorocznych maluchów widzianych wraz z matką pod koniec maja w Dolinie Jaworzynki. Były to jak dotąd jedyne tegoroczne młode obserwowane z matką na terenie TPN. Nie wiemy, gdzie się urodziły. Prawdopodobnie w rejonie Jaworzyńskich Turni, bo przez dłuższy czas przebywały w tej okolicy.

Wcześniej, na początku maja niedźwiedzicę także z dwójką młodych, ale zeszłorocznych obserwowano w rejonie Polany Kasprowej. Z kolei niedźwiedzica z trójką zeszłorocznych młodych pojawiła się pod koniec maja na Łysej Polanie. W nocy z 28 na 29 maja została schwytana do klatki na Niżniej Polanie pod Wołoszynem. Niestety okazało się, że jest zbyt mała, aby jej założyć obrożę z nadajnikiem GPS/GSM. Jedyne, co można było zrobić, to założyć jej kolczyk z nadajnikiem radiowym. Dzięki sygnałom radiowym i dość archaicznej już telemetrii dowiedzieliśmy się jednak, że niedźwiedzica ta przez kilka dni przebywała w okolicy Łysej Polany, później poszła w rejon Zazadniej i dalej do Olczyskiej (inf. Radosław Mateja).

Jak co roku na wiosnę przeprowadzono kontrolę starych miejsc gawrowania, zwłaszcza tych położonych w jaskiniach, które mogą być potencjalnie ponownie wykorzystywane przez niedźwiedzie. Ślady gawrowania niedźwiedzi stwierdzono jedynie w Dziurze z Gawrą w Jaworzyńskich Turniach. Natomiast na powierzchni starego niedźwiedziego barłogu w leżącej w pobliżu Siwej Nyży natrafiono na liczne odchody kozic, które najwyraźniej często korzystały z niezajętego przez niedźwiedzie schronienia. Udało się także trafić na gawrę w Dolinie Starorobociańskiej, jak dotąd pierwszą w tym rejonie (inf. Maciej Klimecki). Znajdowała się w rejonie górnej granicy lasu na zachodnim zboczu doliny, pod świerkiem. Nie do końca wiadomo, co za niedźwiedzie w niej spały, ale prawdopodobnie była to jakaś samica z młodymi.

Największe jak dotąd zagęszczenie gawr, zwłaszcza tych potencjalnie wieloletnich, jest w rejonie Zawratu Kasprowego i Jaworzyńskich Turni. Jest to miejsce bardzo szczególne, bowiem krzyżują się tu ścieżki chyba wszystkich polskotatrzańskich niedźwiedzi. W swych częstych wędrówkach ze wschodu na zachód i z powrotem, jeśli chcą pozostać pod osłoną lasu, muszą trafić na wąski pas terenu pomiędzy murem skalnym Zawratu Kasprowego a Kuźnicami, coraz ostrzejszym klinem wbijającymi się w żywą tkankę Tatr. Niestety, niektórzy uważają, że Kuźnice bardziej niż do Tatr przynależą do Zakopanego i są idealnym miejscem do organizowania nocnych imprez pod hasłem „światło i dźwięk”. Udaje nam się bronić Giewont przed sztucznym oświetleniem, ale nietrudno zauważyć, że sowy, nietoperze i duże ssaki drapieżne żyją raczej w reglach niźli na tatrzańskich wierchach. Czyli raczej wokół Kuźnic niż na Giewoncie...

Tomasz Zwijacz Kozica, Filip Zięba


«« Powrót do listy
    Drukuj     Wyślij znajomemu    Ilość odwiedzin   4964

POZNAJ TATRY Copyright © MATinternet s.c. - Z-NE.PL - ZAKOPANE 1999-2024  ::  14504696 odwiedzin od 2007-01-09   ONLINE: 3