Dzień świstaka
Według tradycji północnoamerykańskiej Dzień Świstaka przypada w drugim dniu lutego, czyli w samym środku tatrzańskiej zimy. W Tatrach pierwszych świstaków zwykliśmy wyglądać od połowy kwietnia, a informacje o ich wcześniejszych pobudkach przyjmowane były z niedowierzaniem. Jednak tej wiosny, a raczej jeszcze zimy, pierwszy tatrzański świstak obudził się już w lutym.
Świstaka biegnącego po śniegu zaobserwował 12 lutego w Dolinie Staroleśnej po południowej stronie Tatr pracownik Stacji Naukowej Lasów Państwowych TANAP-u. Zwykłemu turyście lub szeregowemu strażnikowi pewnie nikt by nie uwierzył. Wydarzenie to spotkało się z umiarkowanym zainteresowaniem słowackich mediów.
W przeszłości, nieobjętej faunistycznymi kronikami naszego kwartalnika, także po polskiej stronie mieliśmy do czynienia z informacjami o przedwczesnych pobudkach świstaków. Najlepiej udokumentowany przypadek miał miejsce 17 marca 2002 r. Na świeże i wyraźne tropy jednoznacznie wskazujące, że zostały pozostawione przez przedstawiciela gatunku Marmota marmota, natrafiono w Świńskim Kotle. W wyniku przeprowadzonego tropienia ustalono, że świstak przeszedł z Doliny Suchej Kondrackiej (1700 m n.p.m.) przez grań Kondratowego Wierchu (1775 m n.p.m.) do Doliny Świńskiej (1600 m n.p.m.) i dalej przez pośredni Goryczkowy (1635 m n.p.m.) do Doliny Goryczkowej pod Zakosy, gdzie trop urwał się na skraju ubitej ratrakami trasy narciarskiej (1570 m n.p.m.). Tropienie „w piętkę”, tzn. w przeciwną stronę niż poruszało się zwierzę, doprowadziło do piarżyska na zachodnim zboczu Kondratowego Wierchu. Długość trasy wyniosła 1150 m, a różnica wzniesień 350 m (+110 m, -240 m).
Przeprowadzona wówczas kontrola wykazała, że wszystkie żyjące w pobliżu świstacze rodziny wciąż pozostawały w uśpieniu. Ponieważ nie udało się odnaleźć nory wyjściowej w śniegu, trudno z całą pewnością stwierdzić, gdzie tropiony w marcu 2002 r. osobnik spędził zimę. Mógł on samotnie hibernować w głębi piarżyska w Dolinie Suchej Kondrackiej. Świstaki zimują zazwyczaj w grupach rodzinnych, wzajemnie się ogrzewając i oszczędzając przez to energię zgromadzoną w tkance tłuszczowej. Samotny sen zimowy, jaki często jest udziałem zwierząt, które opuściły rodziców w poszukiwaniu partnera do rozrodu i własnego miejsca do życia, mógł przyczynić się do szybszego zużycia zapasów i konieczności wcześniejszego opuszczenia zimowego schronienia. Możliwa jest także taka wersja, że do Suchej Kondrackiej świstak ten dotarł z innego miejsca, na przykład ze słowackiej Doliny Cichej, a śladów nie udało się odnaleźć, gdyż tę część drogi pokonał wczesnym rankiem, gdy śnieg był jeszcze zmrożony. Południowe stoki Doliny Cichej w znacznej części były już bezśnieżne. Dodatkowo 16 marca tamtego roku, około południa, w Tatrach padał intensywny deszcz. Wtargnięcie wody do naprędce przygotowanej nory, mogło przyspieszyć przebudzenie się świstaka i zmusić go do opuszczenia niezbyt bezpiecznego schronienia.
Sen zimowy świstaków trwa zwykle nieco ponad 6 miesięcy. Na jego przebieg wpływa wiele czynników, zwłaszcza średnia temperatura powietrza w norze i długość dnia. Wiadomo również, że świstaki przetrzymywane zimą w ogrzewanych pomieszczeniach w ogóle nie zapadają w sen zimowy, a hodowane na zewnątrz w warunkach nizinnego klimatu umiarkowanego hibernują zaledwie 1–2 miesiące. Dzięki badaniom przeprowadzonym w Alpach wiemy też, że sen zimowy świstaków żyjących w warunkach naturalnych nie jest nieprzerwanym, głębokim odrętwieniem. Raz na 2–3 tygodnie ich spowolnione funkcje życiowe wracają do normy. Częstotliwość i długość tych pobudek zależy głównie od temperatury, jaka utrzymuje się we wnętrzu nory. Pobudki zimujących wspólnie zwierząt są dokładnie zsynchronizowane, jednak w tym czasie świstaki zwykle pozostają w wymoszczonym sianem gnieździe.
Przypadki zimowego opuszczania nor przez świstaki są niezmiernie rzadkie. Dlatego mechanizmy tego zjawiska pozostają nieznane. Nie wiemy też, jakie szanse na doczekanie wiosny mają zwierzęta, które wybrały się na zimowy spacer. Prawdopodobnie niewielkie.
Inny zimowy śpioch tatrzański, czyli niedźwiedź, znacznie częściej od świstaka urządza sobie spacery w środku zimy. Często są to nawet wielokilometrowe wędrówki. Mimo sporej skali zjawiska te wędrówki także nie zostały do końca poznane. Wydaje się jednak, że im zima łagodniejsza, tym sen zimowy niedźwiedzi płytszy. Na południowych rubieżach występowania gatunku Ursus arctos, przysłowiowe śpiochy w ogóle nie zapadają w sen zimowy. Ucinają sobie najwyżej kilkudniowe drzemki. W tym roku zima w Tatrach nie jest zbyt ostra. Mimo to niezbyt często natrafiano w TPN na świeże ślady niedźwiedzich łap, gdy na przykład w Bieszczadach nie było o nie trudno. Prawdopodobnie dlatego, że tatrzańskie niedźwiedzie zakładają gawry wysoko, głównie w górnym reglu. Pokrywa śnieżna jest tam znacznie grubsza i skutecznie izoluje hibernujące zwierzęta od kilkudniowych ociepleń. W Bieszczadach śnieg jest zjawiskiem bardziej efemerycznym, a niedźwiedzie silniej odczuwają chwilowe wahania pogodowe.
Pierwsze tegoroczne tropienie tatrzańskiego niedźwiedzia miało miejsce już 8 stycznia. Osobnik ten szedł od Bobrowca przez Trzydniówkę, Kopieniec i Starą Robotę w kierunku Ornaku (inf. Zbigniew Kowalski). Kolejne miało miejsce dopiero 8 marca, także w Dolinie Chochołowskiej, w rejonie pomiędzy Koryciskami a Zamczyskiem (inf. Andrzej Krzeptowski Sabała).
Zima, prawie już miniona, nieszczęśliwie zaczęła się dla kozic. 28 grudnia turyści dali znać do TPN-u, że pod Siodłową Turnią w Dolinie Małej Łąki zauważyli martwe koźlę. Okazało się, że był to niespełna roczny samiec o wadze 20 kg. Prawdopodobną przyczyną śmierci był upadek z lawiną.
Zmienne warunki pogodowe mogły być natomiast przyczyną stosunkowo dużej ruchliwości kozic. Zwierzęta te widywano lub tropiono także w miejscach, gdzie od dawna się nie pokazywały, na przykład w środkowej części Pańszczyckiego Żlebu i na wychodniach piaskowców kwarcytycznych północnych ramion Żółtej Turni. 12 lutego obserwowano kierdel 14 kozic ogryzających wierzby i jarzębiny na południowo-wschodnim zboczu Małej Kopy Królowej, ponad niebiesko znakowanym szlakiem turystycznym na Halę Gąsienicową. Wśród nich była także koza z ułamanym prawym hakiem, która od kilku lat widywana jest w rejonie pomiędzy Świnicą, Kasprowym Wierchem i Kopami Królowymi. Jak wygląda jej rzeczywisty areał – nie wiemy, bo nie da się tego w wiarygodny sposób ustalić bez telemetrii. Taki wniosek płynie także z ostatnich doświadczeń z zakolczykowaną w ubiegłym roku kozą, której w ostatnim kwartale ani raz nie udało się zlokalizować. Wiemy natomiast, że kierdele, w skład których wchodziła także koza ze złamanym hakiem charakteryzowały się bardzo dużą zmiennością wielkości i struktury. Tym samym określanie areału kozich kierdeli, które w latach bardzo niewielkiej liczebności tego gatunku w TPN miało swoje uzasadnienie z punktu widzenia praktyki ochroniarskiej, jest podejściem błędnym, niespotykanym w poważnej literaturze naukowej.
Jelenie, jak to zwykle bywa zimą w Tatrach, unikały jak tylko mogły głębokich śniegów. Były praktycznie nieobecne w górnym reglu i ponad lasami. Na przykład w Dolinie Chochołowskiej ich tropy spotkać można było najwyżej na Huciskach. Gromadziły się w reglu dolnym i pod reglami, w otulinie TPN i poza nią. W pierwszej połowie marca, chmara łań z cielętami licząca w sumie 9 osobników przebywała przez kilka dni w lasku przy rondzie Jana Pawła II. Brak strefy ochronnej zwierzyny wokół TPN i tej zimy dał się dotkliwie odczuć. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, w rejonie Wyskówek jeleń został postrzelony przez legalnych myśliwych. Zwierzę nie padło od razu, ale krwawiąc, poszło szukać schronienia w lasach Tatrzańskiego Parku Narodowego. A myśliwi za nim, już nie całkiem legalnie...
Najbardziej jednak dokuczały jeleniom wilki. W samych tylko Kuźnicach, w okolicy tamy pod Nosalem, ich ofiarą padły dwa cielęta. Na trzecie natrafiono w dolnej części Doliny Jaworzynki (inf. Jan Polak). Na początku lutego upolowały byka w Dolinie ku Dziurze. Jeleń ten, już martwy, stał się następnie łupem kłusownika, który przy pomocy siekiery i noża odciął mu łeb z wieńcem, czyli porożem. Sprawą zajęła się Straż Parku i policja. Nie był to jedyny tego typy przypadek. W tym miejscu warto przypomnieć, że nielegalne pozyskiwanie zwierząt, a także ich części, w tym nawet zbieranie jelenich zrzutów, jest w TPN niedozwolone. A w tym roku tatrzańskie jelenie wyjątkowo wcześnie, bo już w połowie lutego, zaczęły zrzucać stare poroże.
Wilki – główni prześladowcy jeleni w Tatrach – były bardzo aktywne. Tropiono je niemal codziennie w niższych rejonach regli. Znacznie rzadziej pojawiały się wyżej, w reglu górnym i ponad lasami, czyli tam, gdzie jeleni nie było już od jesieni. 12 lutego samotny wilk (być może w charakterze zwiadowcy) wyszedł z Doliny Olczyskiej i przez Kopy Królowe, Herbik i Suchą Wodę zapędził się na północne zbocza Żółtej Turni. Zatrzymał się około stu metrów poniżej wierzchołka. Wilcze tropy przecinały się tu z tropami kozic. Niżej, na Dubrawiskach, wilk ten był bardzo zainteresowany śladami pozostawionymi przez głuszce. Może nawet udało mu się upolować jakiegoś kuraka – podobny przypadek stwierdzono w tym rejonie już kilka lat temu. Dalsza wilcza trasa wiodła z Zadniego Upłazu przez Dolinę Pańszczycy na północne zbocza Koszystej.
Dzięki sympatycznej kreskówce powstałej w niesympatycznym, ale na szczęście upadłym już imperium, wilk często kojarzony jest z zającem. Zestawienie to jest niezbyt trafne – wilki uganiają się głównie za jeleniami. W trakcie wilczych gonitw, obław i patroli zarejestrowanych na podstawie tropień przeprowadzonych tej zimy w TPN, można stwierdzić, że drapieżniki te niezbyt interesowały się śladami zajęcy, których tropy dość licznie obserwowano w różnych rejonach parku, w tym na przykład na wierzchołku Wielkiej Kopy Królowej.
Tropiono także rysie, na przykład 10 grudnia tropy kotki z młodym zaobserwowano w Dolinie Jaworzynki (inf. Marcin Nędza Chotarski), a 9 stycznia samotny osobnik tropiony był w Pańszczycy. 26 lutego także pojedynczy trop zauważono we Wielkich Koryciskach i w Dolinie Lejowej.
Jak co roku najliczniejsze i najwyżej sięgające tropy ssaków drapieżnych należały do lisów. Więcej niż w latach ubiegłych było chyba tropów kun. Stwierdzono je na przykład 9 marca na Małym Kościelcu i Czubie nad Karbem. Mniej niż w latach ubiegłych było natomiast śladów obecności wydr. Wszystko to są jednak subiektywne odczucia, niepoparte metodycznie zebranymi danymi.
W tym miejscu chcielibyśmy podać kilka prostych wskazówek dla potencjalnych obserwatorów, jak odróżnić trop wilka, rysia i lisa, bo jak się okazuje są one często mylone. Tropy wilków są bardzo duże, ich średnica osiąga 10 cm, pazury są zawsze widoczne. Trop lisa jest podobny, ale zdecydowanie mniejszy, bo ma około 5 cm średnicy. Wielkość tropów rysia jest nieco większa od lisich, a mniejsza od wilczych. Są one natomiast bardziej okrągłe, a pazury zazwyczaj nie są widoczne. Pamiętać jednak trzeba, że proces topnienia i zamarzania śniegu może spowodować zniekształcenie tropów. Łapy odbite w miękkim puszystym śniegu wydają się być większe niż w rzeczywistości, a na twardym zmrożonym podłożu mniejsze. Dlatego na podstawie pojedynczego tropu raczej nie można mieć stuprocentowej pewności, jakie zwierzę go pozostawiło. Zawsze trzeba przejść się wzdłuż tropu i zwracać uwagę także na inne ślady.
Do jesiennej listy spotkań z głuszcami dodać trzeba kolejne tego typu spotkania. O 9 rano w samą Wigilię Bożego Narodzenia kogut i dwie kury widziane były przy drodze na Halę Gąsienicową, niemal w tym samym miejscu co dwa miesiące wcześniej (inf. Bogumiła Chlipała). Z kolei 4 lutego około drugiej nad ranem kogut-głuszec siedział na płocie przy nartostradzie w rejonie Goncisk w Dolinie Bystrej, nie reagując na przetaczający się obok ratrak (inf. Piotr Fudalej).
Mimo że na północ od Tatr wiosna zagościła na dobre, nie widać masowych ptasich powrotów. Wręcz odwrotnie – 24 lutego nad Tomanową Przełęczą obserwowano przelot stada kilkudziesięciu gęsi, ale kierowały się one na południowy wschód (inf. Andrzej Śliwiński). Mniej więcej w tym samym czasie gęsi kierujące się na południe widziane były także nad polaną Biały Potok.
Wspomnieć należy także o parze orłów przednich widzianej w lutym w Dolinie Miętusiej (inf. Andrzej Kapłon).
Na koniec nieco o zwierzętach zmiennocieplnych. 25 lutego w Wielkich Koryciskach zaobserwowano żmiję zygzakowatą (inf. Adam Tylka). Natomiast 9 lutego w lasach pomiędzy Toporową Cyrhlą a Kopieńcami miał miejsce masowy pojaw pchlicy śniegowej, czyli bezskrzydłych owadów z rzędu skoczogonków. Ledwo zauważalne stworzonka szczególnie licznie gromadziły się wzdłuż przydrożnych skarp, których pionowe ściany niepokryte śniegiem umożliwiały tym glebowym organizmom wydostać się na świeże, ale dość wilgotne powietrze.
Tomasz Zwijacz Kozica
Filip Zięba
|