|
|
Kronika wydarzeń przyrod.
|
Z życia roślin - zima 2008
|
Przyglądając się roślinom, także zwierzętom, dostrzec można niezwykłą cechę organizmów żywych. Jest nią ogromna determinacja do wzrostu, kwitnięcia, w ogóle do życia, jeśli tylko zaistnieją warunki ku temu, choćby w postaci pierwszych ciepłych promieni słonecznych. Jak co roku, wczesną wiosną, rozpoczyna się wyścig, którego stawką jest możliwość przekazania genów w sztafecie pokoleń.
Na starcie pojawiają się lepiężniki, krokusy, sasanki słowackie, pierwiosnki łyszczaki i jeszcze kilka innych gatunków. Ze względu na nieco inne wymagania siedliskowe, rośliny te ścigają się nie tyle ze sobą, ponieważ nie są dla siebie konkurencją, co raczej z czasem. Realizują w ten sposób utrwaloną ewolucyjnie strategię istnienia. W miarę ocieplania się powietrza zmniejsza się jego wilgotność, co dla gatunków porastających wapienne skały (np. pierwiosnka łyszczak) niesie poważne zagrożenie dla życia. Wprawdzie rośliny mają dodatkowe zabezpieczenia przed wysychaniem, ale wczesne kwitnięcie (w tym roku w połowie marca w Dolinie Filipki inf. Zbigniew Mierczak) jest dodatkową gwarancją bezpieczeństwa. Dla lepiężników i krokusów ważniejszy jest natomiast dostęp do światła. Nie bez znaczenia jest też fakt, że dzięki wczesnemu pojawianiu się kwiatów są częściej zauważane i zapylane przez owady.
Kolejna wiosna przyniosła kolejne rekordowo wczesne daty kwitnienia. Jeśli utrzyma się taka tendencja, doczekamy się ciągłości wegetacji roślin, a w pewnym sensie jest już tak u lepiężników. Nie tylko w marcu i w lutym, ale także w styczniu i grudniu pojawiały się u nich kwiatostany. Padający od czasu do czasu śnieg specjalnie im przeszkadzał. Również krokusy na Polanie Chochołowskiej, które obserwowano pod koniec lutego (inf. Grzegorz Bachleda), zakwitły blisko miesiąc wcześniej niż w latach ubiegłych. W Dolinie Chochołowskiej, w Wielkich Koryciskach, w pierwszej dekadzie marca do maratonu włączyły się sasanki słowackie (inf. Filip Zięba). W Tatrach Polskich tę efektownie wyglądającą roślinę zobaczyć można jedynie w tym miejscu. Poza Tatrami występuje w kilku sąsiednich masywach górskich na terytorium Słowacji, przez co zaliczana jest do typowych endemitów zachodniokarpackich. Także w Wielkich Koryciskach oraz w kilku innych miejscach o południowej wystawie na wysokości Drogi pod Reglami w tym samym czasie nabrzmiałe pąki kwiatowe miały żywce gruczołowate.
Korzystne warunki termiczne sprowokowały do kiełkowania także nasiona drzew. U buków i jaworów kiełki pojawiły się w połowie... stycznia. Zjawisko takie obserwowane jest w przyrodzie dość często. Nasiona buka kiełkują już przy dwóch stopniach Celsjusza i znoszą bez strat temperaturę do minus ośmiu stopni. Warto pamiętać, że nasiona, aby skiełkować, muszą przejść tzw. stratyfikację. Znaczy to tyle, że do kiełkowania potrzebny jest pewien ciąg zdarzeń naznaczonych kolejnymi spadkami i wzrostami temperatury otoczenia. Niska, ale dodatnia temperatura, jest wręcz niezbędnym warunkiem, aby mogły rozpocząć kiełkowanie między innymi buki.
Wczesne kiełkowanie, jeszcze pod śniegiem, jest znaną strategią tych gatunków. Ma ona na celu zabezpieczenie nasion przed przesychaniem, które może nastąpić, gdy wiosenne wiatry halne będą gwałtownie topić pokrywę śnieżną. Poza tym, podobnie jak u żywców i lepiężników, maleńkie siewki przez dłuższy czas mogą korzystać z dobrodziejstwa, jakim jest nieograniczony niemal dostęp do światła. Minie bowiem jeszcze kilka tygodni, zanim na drzewach pojawią się liście, a dno lasu zapełni się konkurencyjną roślinnością zielną. Zdaniem profesora Burschela droga od nasiona do siewki jest wyboista, gdyż musi zostać spełnionych co najmniej dwanaście warunków. Jednym z nich jest ten, aby „zima nie była zbyt łagodna, sprzyjająca rozwojowi pleśni”. Zima niestety była zbyt łagodna, dlatego z niepokojem czekamy na jej skutki. Buki obradzają rzadko, choć zeszłej jesieni odrodziły się nieco liczniej. Wielką stratą byłoby, gdyby w tym roku nic z tego nie wzeszło.
Ogólnie rzecz biorąc, mijająca zima była dla drzew łaskawa. Kolejny rok z rzędu nie zanotowano większych lawin ani silnych wiatrów, które spowodowałyby ich uszkodzenia. Miniony okres sprawozdawczy można zatem uznać za wyjątkowo spokojny. Tym spokojniejszy, im wyżej nad poziomem morza. Ocieplenia i zanikanie pokrywy śnieżnej sprzyjające wzrostowi roślin miały miejsce jedynie w strefie regli. Na halach i turniach zima trwa niezmiennie od kilku miesięcy i gdy oddawaliśmy „Tatry” do druku, nic nie wskazywało, żeby to się miało zmienić.
Tomasz Skrzydłowski
|
|
|