Sezon upłynął pod znakiem częstych zmian pogody. Pod koniec maja i w pierwszej połowie czerwca niemal każdego dnia nad Tatrami przechodziły gwałtowne burze. Czasem było upalnie, czasem całkiem chłodno. Burze i silne porywy wiatrów dały się we znaki tatrzańskim drzewom również w ostatniej dekadzie sierpnia. A na początku września pojawił się śnieg. Nic jednak nie zakłóciło wegetacji roślin. Duża wilgotność powietrza oraz ciepły lipiec sprzyjały ich rozwojowi, dlatego większość z nich zakończyła kwitnienie dość wcześnie.
|
Wiatrołom w rejonie Wodogrzmotów Mickiewicza |
|
W ostatnich dniach czerwca ziołorośla zwiastujące nadejście lata kwitły już na wysokości dwóch tysięcy metrów – pod Płaczliwą Skałą. Nawet w najbardziej zacienionych żlebach, gdzie śnieg zalega długo, różowe kwiaty miłosny górskiej oraz niebieskie tojadu mocnego można było oglądać kilkanaście dni wcześniej niż przed rokiem. Symbolicznym kwiatem jesieni są goryczki trojeściowe, a te zakwitły już pod koniec lipca w Dolinie Białej Wody. 21 czerwca nad Tatrami rozszalała się potężna burza. Pod naporem wiatru drzewa niemal dotykały czubkami ziemi. Wiele z nich zostało połamanych lub wyrwanych z korzeniami, między innymi kilkumetrowa wierzba iwa rosnąca w sąsiedztwie dyrekcji parku. Złamane zostały również dwie jodły przy Drodze pod Reglami, pamiętające z pewnością pierwszych górników i hawiarzy zmierzających przed kilkuset laty Żelazną Drogą do Kuźnic lub Starych Kościelisk. Obie, w tym grubsza o pierśnicy 83 cm, straciły wierzchołki. Oględziny wykazały, że już od dłuższego czasu zmagały się z chorobą grzybową, która wyraźnie osłabiła miejsca pęknięć. U jednej z nich złamany wierzchołek wykształcił się z pędu zastępczego, który wyrósł przed kilkudziesięciu laty w miejscu złamanego wcześniej pnia. Jodły są najwyższymi drzewami w Tatrach, zwykle przerastają o kilka metrów sąsiadujące z nimi świerki, a zwłaszcza buki. Wprawdzie ich korony korzystają dzięki temu z nieograniczonego dostępu do światła, to jednak cena, jaką muszą za to płacić, jest wysoka. O ile na dnie lasu klimat jest łagodny, to ponad pułapem koron pojawiają się kontrasty klimatyczne. Silne wiatry nie tylko uszkadzają gałęzie i łamią pnie, ale też wzmagają parowanie z igieł, przez co drzewa z trudem uzupełniają niedobory wody. Nie można się zatem dziwić, że korony jodeł przedstawiają dość złożony obraz. Część gałęzi jest martwa lub połamana, w ich miejsce wykształcane są pędy zastępcze. Kolejne nawałnice przetoczyły się przez Tatry w ostatniej dekadzie sierpnia. Ich skutki opisane są w tekście Nocny szkwał na str. 37. Warto dodać, że wiatry nie oszczędziły lasów po południowej stronie Tatr, czyniąc poważne szkody na przykład wzdłuż szlaku w Dolinie Zimnej Wody (inf. Edward Lichota).
Wiatrołomy to nie jedyny problem tatrzańskich świerczyn. Od kilku lat notowany jest wzrost liczby korników, a co za tym idzie, ilość zamierających drzew. Skutki aktywności tych małych chrząszczy są już na tyle widoczne, że zainteresowały się nimi nawet media. Szczególnie „efektownie” las zamiera wzdłuż drogi prowadzącej do przejścia granicznego na Łysej Polanie. Aby ocenić skalę zjawiska, proponujemy również wycieczkę na Szeroką Przełęcz Bielską, skąd rozpościera się widok na rozległe martwe drzewostany w Dolinie Jaworowej. Drzewostany zamierają tam w sposób klasyczny, czyli wokół istniejących luk. W tych miejscach panują warunki termiczne korzystne dla rozwoju korników. Z podobnym zjawiskiem spotkamy się również w Dolinie Pyszniańskiej. Wędrując szlakiem z Chudej Przełączki w kierunku Doliny Tomanowej, dostrzec można rude korony martwych drzew pokrywających zbocza Smreczyńskiego Wierchu. Zaatakowane zostały nawet drzewka przy granicy lasu, gdzie klimat nie sprzyja kornikom. Z racji odmiennego podejścia do kwestii ochrony przyrody w obu dolinach, skutki zamierania lasu są różne. Dolina Pyszniańska znajduje się w strefie ochrony ścisłej, gdzie priorytetem jest ochrona procesów przyrodniczych. Martwe drzewa pozostawiane są w lesie, ponieważ odgrywają istotną rolę ekologiczną. Najbardziej pozytywnym z punku widzenia samych drzew wynikiem takiego postępowania jest to, że za kilkadziesiąt lat (zwykle około 30) na rozkładających się na dnie lasu kłodach pojawi się kolejne pokolenie świerków (czytaj Świerk str. 52). W Dolinie Jaworowej zaatakowane drzewa zostały usunięte, w efekcie miejsce lasu zajmują zbiorowiska porębowe, gdzie dominują trawy (trzcinnik leśny i owłosiony) oraz wierzbówka kiprzyca i malina właściwa. Określenie „porębowe” odnosi się do gatunków, które jako pierwsze mają w zwyczaju kolonizować miejsca po wycięciu lasu. Niestety obecność tych roślin utrudnia odradzanie się lasu na drodze naturalnej sukcesji. Od dwóch lat obserwujemy masowe pojawianie się wspomnianych gatunków, zwłaszcza efektownie wyglądającej wierzbówki, na ogromnych przestrzeniach, jakie odsłoniły się po przejściu huraganu w 2004 r. Jest to roślina, której fioletoworóżowe kwiaty można podziwiać przez całe lato, choć w tym roku zakwitła wyjątkowo wcześnie, już w połowie czerwca. Trzeba przyznać, że ten światłożądny gatunek ma imponujące zdolności rozprzestrzeniania się i zajmowania nowych terenów. Największym sprzymierzeńcem wierzbówek jest wiatr, którego najlżejsze podmuchy z łatwością przenoszą na znaczne odległości delikatne nasionka zaopatrzone w puch. Warto odwiedzić wiatrołomy po południowej stronie Tatr, jeszcze przez kilka lat, zanim pojawią się tam krzewy oraz nowe pokolenie drzew, będziemy świadkami niezwykle barwnego zjawiska przyrodniczego.
Łany wierzbówki i trzcinnika w rejonie Smokowca fot. JKS |
Z nieco inną sytuacją, niż wyżej opisana, mamy do czynienia na żyznych glebach w strefie regla dolnego. Zamieranie świerków nie jest wielkim dramatem dla środowiska, o ile na dnie lasu rozwija się młode pokolenie buków, jodeł i świerków, które w przyszłości będą stanowić drzewostan. Klimat wnętrza lasu jest odpowiedni dla tych drzew, gdy są młode. Stąd tak ważną kwestią jest wprowadzanie sadzonek, zanim drzewostan (w tym przypadku świerkowy) zupełnie się rozpadnie. Nie pozostaje więc nic innego, jak rozbudować szkółki i zintensyfikować przebudowę lasu. Źle by się stało, gdyby w miejsce starych świerczyn pojawiły się nowe świerczyny. Równolegle z rozwojem roślin rozpoczęły także swój cykl rozwojowy liczne gatunki pasożytniczych grzybów, dla których rośliny są żywicielami. Mimo iż większość z nich trudno zauważyć ze względu na małe rozmiary, są bardzo powszechne. W TPN stwierdzono dotychczas prawie 400 gatunków mikroskopowych grzybów pasożytniczych na 360 gatunkach roślin. Przyjrzyjmy się ekologii kilku z nich. Wędrując w lipcu Doliną Białego, można było dostrzec w runie charakterystyczne dłoniastodzielne liście jarzmianki większej, gęsto pokryte czarnymi plamami z jaśniejszym środkiem. Jest to objaw porażenia grzybem Ramularia oreophila, należącym do klasy grzybów niedoskonałych. Grzyby tej klasy utraciły ewolucyjnie zdolność rozmnażania płciowego i rozmnażają się tylko wegetatywnie. Są to wąsko wyspecjalizowane pasożyty występujące na ściśle określonych roślinach. Taka specjalizacja jest konieczna dla przetrwania gatunków, gdyż potomstwo powstałe w wyniku rozmnażania wegetatywnego posiada dokładnie takie same cechy jak rodzice. Podnosząc wzrok na korony jaworów rosnących blisko szlaku w reglowej buczynie, zauważymy, że ich liście również usiane są plamami. Mają one barwę czarną z żółtą obwódką. Jest to grzyb Rhysisma acerinum występujący na różnych gatunkach klonów, ale głównie na jaworze. Choroba powodowana przez tego workowca nazywana jest smołowatą plamistością liści klonu. Trudno ocenić jej wpływ na drzewa, choć niewątpliwie jej masowe wystąpienie może osłabić asymilację. Rozwój grzyba rozpoczyna się na wiosnę od wytworzenia niepozornych miseczek (rozmnażanie płciowe), produkujących zarodniki workowe. Zarodniki te są źródłem infekcji pierwotnej. Przenoszone przez wiatr, infekują latem zielone liście, na których tworzą się czarne podkładki. Na podkładkach grzyb wytwarza zarodniki mikrokonidialne (rozmnażanie bezpłciowe), służące do infekcji wtórnej na liściach. Grzyb zimuje w stadium podkładek, które czekają do kolejnej wiosny na opadłych liściach.
|
Ramularia oreophilla fot. JKS |
|
|
W nocy z 3 na 4 września wysoko w górach spadł pierwszy w tym sezonie śnieg. Kolejnego dnia kilkucentymetrowa warstwa mokrego śniegu pojawiła się u stóp Tatr, a także w wyżej położonych częściach Kotliny Zakopiańskiej (na wysokości 900 m n.p.m.). Nie pozostało to oczywiście bez wpływu na kondycję drzew. Opady dały się we znaki przede wszystkim gatunkom liściastym, które o tej porze roku mają jeszcze liście. Śnieg osadzał się na gałęziach, a pod jego ciężarem łamały się nie tylko pojedyncze konary, ale także całe drzewa, o czym możemy się przekonać, wędrując szlakiem z Przysłopu Miętusiego na Małołączniak (inf. Grzegorz Barczyk). Dotkliwe straty wśród drzew (wierzb, olsz i brzóz) stwierdzono także w wielu innych rejonach Tatr. W niektórych miejscach, jak na przykład wzdłuż drogi do Morskiego Oka, obserwować możemy skumulowany wpływ okiści oraz wiatru (setki połamanych drzew), co przedstawia obraz dosyć przygnębiający (inf. Grzegorz Bryniarski). Największe szkody okiść wyrządziła drzewom rosnącym na powierzchniach powiatrołomowych i w lukach drzewostanu. Ucierpiały także drzewa rosnące na skraju lasu – okazy takie mają przeważnie jednostronnie rozwiniętą koronę – na przykład jawory przy Drodze pod Reglami. Po kilku godzinach opadu w reglu dolnym śnieg zamienił się w deszcz, co sprawiło, że szkody w tym piętrze nie były zbyt duże. Dla wegetacji roślin kwiatowych zawirowania pogody we wrześniu nie mają już żadnego znaczenia. Tegoroczne lato bowiem na tyle sprzyjało rozwojowi roślin, że wszystkie zdążyły zakwitnąć i to na długo przed „oficjalnym” zakończeniem wegetacji, gdy średnia temperatura dobowa spada poniżej 5 st., co u podnóża Tatr notowane jest zwykle w połowie października. Po kilku latach obserwacji nasuwa się refleksja, że rośliny nie wykorzystują w pełni dobrodziejstw klimatycznych tatrzańskiego lata. Od zakończenia kwitnienia i wydania nasion przez większość gatunków do pojawienia się trwałej pokrywy śnieżnej oraz pierwszych mrozów mijają zwykle dwa miesiące. Być może kwitnące dwa razy w roku gatunki flory wiosennej są odpowiedzią przyrody na tę niedoskonałość. Najczęściej kwitną ponownie knieć błotna (bardzo licznie w tym roku na Polanie Kopieniec), pierwiosnka wyniosła, lepiężnik biały oraz, tak jak 28 sierpnia w Dolnie Suchej Wody, urdziki karpackie (inf. Małgorzata Kot).
Pod koniec czerwca dotarła do nas sensacyjna wiadomość o znalezieniu na stokach Małączniaka różanecznika wschodniokarpackiego. Informacje na jego temat znajdziemy w artykule Andrzeja Gibały Różanecznik w Tatrach str. 38. Różaneczniki wschodniokarpackie, rośliny o zimozielonych liściach, mają bardzo jasno określone wymagania siedliskowe. Na naturalnych stanowiskach rosną głównie na północnych zboczach gór, w miejscach wilgotnych i osłoniętych od wiatru. Zadowalają się płytkimi glebami wykształconymi na skałach fliszowych. Warunkiem niezbędnym do prawidłowego wzrostu wszystkich gatunków należących do rodzaju różanecznik (Rhododendron) jest jednak kwaśny odczyn gleby. Odczyn ten sprzyja rozwojowi grzybów, z którymi rośliny są związane na śmierć i życie, tworząc mikoryzę. Charakterystyczne jest to, że wśród kęp różaneczników rozwija się warstwa humusowa, składająca się z nierozłożonych pędów, liści i innych części roślin. To dodatkowy czynnik, który zabezpiecza roślinę przed wysychaniem, a ściślej, przed przesuszeniem gleby. Gleby zasobne w wolno rozkładającą się substancję organiczną są korzystne również z tego powodu, że poszczególne składniki uruchamiane ¬są w nich stopniowo i równomiernie. Utrzymują również w odpowiednich granicach kwasowość podłoża. Podobne wymagania jak różaneczniki wschodniokarpackie ma kilkadziesiąt innych gatunków roślin. Są wśród nich, między innymi, podbiałki alpejskie, borówki bagienne, jastrzębce alpejskie oraz sity skuciny. Wspomniane rośliny występują wprawdzie na Małołączniaku, ale… kilkadziesiąt metrów ponad znalezionym stanowiskiem różanecznika, na czapie krystalicznej. Tymczasem tatrzański różanecznik tkwi sobie wśród wapieni w zgoła odmiennym świecie. Za towarzyszy ma macierzanki, seslerie tatrzańskie oraz gnidosze okółkowe. Każdemu przyrodnikowi, który choć trochę interesuje się ekologią roślin, to zestawienie od razu wyda się zaskakujące – po prostu gatunki te do siebie nie pasują. Wskazuje to na fakt, że według wszelkiego prawdopodobieństwa znalezione różaneczniki zostały posadzone przez człowieka. Nasuwa się pytanie, czy roślina może rosnąć przez długi czas w niekorzystnych dla niej „okolicznościach przyrody”, a szczególnie wtedy, gdy odczyn gleby nie odpowiada jej wymaganiom. Przykład tego różanecznika wskazuje dobitnie, że taka możliwość istnieje. Czasem zdarza się, że na terenach o małym spadku zgromadzi się gruba warstwa butwiny, która skutecznie izoluje rosnące na niej rośliny od podłoża zbudowanego ze skał węglanowych. W takich miejscach warunki do życia znajdują gatunki „granitowe”. Sytuacja ta nie dotyczy jednak naszego przypadku. Skoro mówimy o wymaganiach roślin względem podłoża, warto odnotować przypadek odwrotny od opisanego. W Dolinie Suchej Wody, na granitowych otoczakach, znaleziono w sierpniu kępę wapniolubnego dębika ośmiopłatkowego (inf. Małgorzata Kot).
Wyłącznie na wapieniu rośnie również skalnica zwisła, którą odnaleźliśmy 7 lipca na piargach poniżej Zagonnego Żlebu (wysokość 1380 m n.p.m.). Gatunek ten występuje przede wszystkim wokół bieguna, a tylko nieliczne stanowiska znajdują się w Alpach i Tatrach (masyw Czerwonych Wierchów). Skalnica zwisła jest ciekawą rośliną, ponieważ kwitnie, ale nie wytwarza dojrzałych nasion. Rozmnaża się wegetatywnie, za pomocą bulwek umieszczonych w nasadach liści łodygowych i odziomkowych. Taki sposób rozmnażania, choć nieco ryzykowny, jest przejawem wysokiej specjalizacji. W ten sposób roślina dostosowuje się do specyficznych warunków, w których przyszło jej żyć. Rośnie głównie na wilgotnych piargach i żwirkach, a więc w miejscach bardzo niestabilnych. Podstawową zaletą tych miejsc jest niewielka konkurencja ze strony innych gatunków. Poważne zagrożenie stanowią natomiast spływy gruzowe oraz lawiny.
Tomasz Skrzydłowski Jan Krzeptowski Sabała
(tekst ukazał się w kwartalniku „Tatry”)
Skalnica zwisła fot. JKS
|
|