tu jesteś:   STRONA GŁÓWNA
Poznaj Tatry
NATURA
   Zielony Świat Tatr
   Zwierzęta Tatr
   Klimat, Skały i Wody
   Kronika wydarzeń przyrod.
KULTURA
   Historia
   Etnografia
Filmy edukacyjne
AUDYCJE RADIOWE
ATLAS ROŚLIN
ATLAS GRZYBÓW
ATLAS ZWIERZĄT
PANORAMY TATR
INNE GÓRY
BLOG / NEWSY
WSPÓŁPRACA


Kronika wydarzeń przyrod.
z życia roślin - zima 2007
fot. Edward Lichota

Jednak zima

    Pogoda wprowadziła trochę zamieszania wśród roślin. Goryczki wiosenne zakwitły w wielu miejscach Tatr w grudniu i na początku stycznia. Lepiężniki w tym czasie wykształciły na ogół pąki kwiatowe, ale w większości nie zakwitły. I słusznie, bo niebawem przyszły śniegi i mrozy. Po upływie półtora miesiąca biała pokrywa zaczęła ginąć. Pierwsze krokusy pojawiły się już w połowie marca, ale po kilku dniach zostały przykryte grubą warstwą mokrego śniegu.


    Tegoroczna zima, jeśli spojrzymy na nią z perspektywy ostatnich 150 lat, choćby przez pryzmat kroniki parafialnej księdza Józefa Stolarczyka, nie wyróżnia się znacząco. Pierwszy zakopiański proboszcz wspomina o trzech zimach w okresie od 1848 do 1890 r., podczas których śnieg pojawił się bardzo późno i bynajmniej nie miało to związku z ociepleniem klimatu. Rok 1866. „Rozpoczęty rok w Imię Najś. Trójcy, by nam zechciał posłużyć ku zbawieniu naszemu. Styczeń i luty były prawie bez mrozów, zaledwie śnieg pokrył ziemię; 10 marca był grzmot i błyskawica wieczorem, z czego na drugi dzień się trochę oziębiło”.

    Podobna sytuacja powtórzyła się w roku powołania Towarzystwa Tatrzańskiego (1873). „Po pierwsze to notuję, że dopiero pierwszy śnieżek 26 stycznia prószyć począł, a dotąd żadnego nie było, jeno letkie zrana przymrozki, dopiero 23 kwietnia na 24 rozpoczęła się zima; trwał mroźny czas aż do czerwca, ledwie ludzie posiali”.

    Dla uzupełnienia obrazu z tamtych lat warto jeszcze przypomnieć zapiski Jegomościa z lat 1881-1882. „Tego roku (1881 – przyp.    red.) spadł śnieg koło 20 października, 3 listopada był mróz, jakiego nikt nie pamięta. Śnieg przysypał ziemniaki, nawet kapusty, i to bardzo wielom. Atoli powoli zrobiło się pięknie, śnieg poginął, ciepło trwa aż do końca roku”. Rok 1882. „Ta sama zima bez mrozów i śniegu trwa dalej, jasna, do 15 lutego, kiedy to piszę”.

    Chcąc dopatrzyć się „fenomenu” tegorocznej zimy, najlepiej zestawić warunki panujące obecnie z tymi sprzed roku. Różnice na pierwszy rzut oka są zasadnicze. Przypomnijmy, że w sezonie 2005/2006 śnieg zalegał nieprzerwanie od połowy listopada do początku kwietnia. Jeśli jednak przyjrzymy się reakcji roślin na wspomniane warunki, to różnice nie są już tak oczywiste. W strefie hal i turni w pierwszej połowie zimy śniegu było wprawdzie niewiele, ale przymrozek trzymał w ryzach wegetację. Również w lasach reglowych nie zaobserwowano wielu oznak przedwczesnej wiosny. Najbardziej niecierpliwe wśród roślin okazały się goryczki wiosenne, które zakwitły 2 grudnia na Kopie Magury (inf. Marcin Nędza Chotarski). Ich błękitne kwiaty można było podziwiać jeszcze w dzień wigilii Bożego Narodzenia (inf. Tomasz Zwijacz Kozica) oraz połowie stycznia na przełęczy między Kopieńcami (inf. Jan Polak). O „betlejemskich goryczkach” piszemy na str. 31. Nie licząc stokrotek, jest to chyba pierwsza roślina, jaka zakwitła w Tatrach w 2007 r. Tymczasem lepiężniki białe, choć w pogoni za ciepłymi promieniami słońca wyprzedzają zwykle nawet krokusy, tym razem były nieco bardziej powściągliwe. Wprawdzie pąki kwiatowe dość licznie pojawiły się w pierwszej dekadzie stycznia na wysokości Drogi pod Reglami, to jednak nocne przymrozki skutecznie ostudziły ich wegetacyjny entuzjazm. W sąsiedztwie dyrekcji parku, na niewielkiej skarpie oczka wodnego pierwszy lepiężnik zakwitł 18 stycznia. Dwa dni później pogrzebał go śnieg. Ponownie lepiężniki u stóp Tatr zakwitły w połowie marca. Także wówczas w okolicy Przysłopu Miętusiego zakwitł pierwszy krokus (inf. Witold Kaszkin). Od trzech lat, kiedy prowadzimy obserwacje zachowania roślin, jest to najwcześniejszy przypadek kwitnienia krokusów.

    Wspominaliśmy w poprzedniej edycji kwartalnika, że wiatr halny łagodnie obszedł się minionej jesieni z lasami tatrzańskimi. Niestety, w kilka dni od złożenia artykułu w redakcji, wieczorem 7 grudnia 2006 r. nad Tatrami pojawił się złowieszczy wał chmur. W nocy z 7 na 8 grudnia wiatr z ogromnym impetem wtargnął w lasy reglowe, czyniąc spore spustoszenie. Połamanych bądź wyrwanych z korzeniami zostało kilka tysięcy drzew (około 2400 m sześc.), głównie świerków. Przewrócony został również dorodny jesion stojący tuż przy drodze prowadzącej do Kuźnic.
    Wiatry dały się drzewom we znaki także w połowie stycznia. Straty okazały się nawet dotkliwsze niż te sprzed półtora miesiąca. Szacuje się, że pod naporem wiatru połamanych bądź wywróconych zostało około 4500 m sześc. drzew. W większości uszkodzone zostały pojedyncze świerki rozproszone po całym parku. O niedawnych wiatrołomach piszemy też na str. 32.
Najwięcej drzew ucierpiało w rejonie Wierch Porońca oraz w Dolinie Białki. W masywie Sarniej Skały i Łysanek złamanych zostało także sporo jodeł oraz pojedyncze buki. Uszkodzony został między innymi potężny świerk tuż przy szlaku w Dolinie Strążyskiej. Zmienił się przy okazji skład gatunkowy drzewostanów na powierzchniach badawczych Pracowni Naukowej TPN. Najwięcej ubyło świerka, choć porywom wiatru nie oparły się również jodły, a w masywie Sarniej Skały – pojedyncze buki. Upadające drzewa uszkodziły także ogrodzenia zabezpieczające fragment lasu przez zwierzyną płową. Na szczęście pracownicy Obwodu Ochronnego Strążyska szybko naprawili płot i jeleniom nie udało się wejść na ogrodzony teren. Nie doszło więc do zniweczenia wieloletnich badań.

    Wiatry nie oszczędziły również lasów po słowackiej stronie Tatr. W okolicy Podspadów w Tatrach Bielskich straty w drzewostanie oszacowano na 5 tys. m sześc. Podobnie jak u nas powalone zostały pojedyncze drzewa, stąd uszkodzenia drzewostanów są słabo widoczne. O tym, że rozległe szkody są w znacznej mierze konsekwencją fatalnej gospodarki leśnej prowadzonej w przeszłości, pisaliśmy już wielokrotnie. W tym miejscu przypomnimy jedynie o kilku cechach drzew i całych drzewostanów, które czynią lasy podatnymi na uszkodzenia. Najbardziej oczywistym stwierdzeniem jest to, że drzewostany wielogatunkowe są odporniejsze od jednogatunkowych. Znakomity leśnik i botanik (nie mniej wybitny wspinacz) prof. Marian Sokołowski w Szkodach od powału w lasach tatrzańskich zwraca uwagę na problemy związane z istnieniem plantacji świerkowej już w 1934 roku! Zaleca przebudowę tych lasów na mieszane, zastępując świerka gatunkami bardziej odpornymi, do których zalicza, szeregując je pod względem odporności: modrzew, olszę, brzozę, jawor, limbę, sosnę zwyczajną, jesion, buka i jodłę.

    Drzewa liściaste oraz modrzew są na ogół mniej podatne na złamanie lub przewrócenie, ponieważ w okresie, gdy wiatry halne wieją najczęściej, nie mają liści. Wiatr przelatuje przez korony, nie natrafiając na silny opór, stąd też wygięcia pni drzew pod jego naporem są mniejsze niż u świerka lub jodły. W przypadku modrzewia duże znaczenie ma również to, że na glebach kamienistych wytwarza masywny system korzeniowy. Poza składem gatunkowym do „pierwszorzędnych czynników odporności” prof. M. Sokołowski zalicza kształtowanie się strzał, koron i systemów korzeniowych. Aby drzewa skuteczniej opierały się wiatrom, powinny mieć długą koronę, zbierzyste pnie (powinny być możliwie najszersze u podstawy i wyraźnie zwężające się ku górze) oraz dobrze rozbudowany system korzeniowy. Warunki te będą spełnione, jeśli od młodości drzewa będą rosły na odpowiednim siedlisku i w niezbyt dużym zwarciu. W przypadku sztucznych nasadzeń świerków ważną sprawą jest, aby szczególnie w młodym lesie wykonywać zabiegi hodowlane według zasady: ciąć często, ale niewiele. Chcąc się przekonać, czym grozi nieprzestrzeganie tej zasady, należy udać się na Słowację i pooglądać skutki wiatrołomu z 2004 r.

    Wiatry halne w takich miejscach jak na Grześkówkach (masyw Sarniej Skały), które znajdują się w strefie ochrony ścisłej, mają istotne znaczenie w przyśpieszeniu naturalizacji lasów. Nie jest żadną tajemnicą, że z pierwotnością mają one niewiele wspólnego. Raczej szczęśliwemu zbiegowi okoliczności należy zawdzięczać to, że obok wszechobecnego świerka rośnie tam również sporo jodeł i buków. Sytuacja ta sprzyja spontanicznej przebudowie drzewostanu w kierunku lasów mieszanych, tym bardziej że buki i jodły osiągnęły wysoką pozycję biosocjalną. Znaczy to tyle, że są w stanie rodzić nasiona zdolne do kiełkowania i konkurowania o zasoby środowiska ze świerkiem i roślinami runa.

fot. Edward Lichota

    Pisząc o lasach w kontekście powrotu do naturalności, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden niezwykle ważny aspekt zagadnienia. Wiatry powaliły tej zimy kilka sosen czarnych rosnących na Nosalu. Są to drzewa, które występują w południowej Europie. Najbliżej Tatr jej naturalne stanowiska znajdują się we wschodnich Alpach. (Przypominamy, że w Tatrach rosną trzy gatunki sosen rodzimych: sosna zwyczajna, limba i kosodrzewina). Sosna czarna, podobnie jak kilka innych gatunków drzew o rodowodzie bardziej egzotycznym (amerykańskim lub azjatyckim), była swego czasu wprowadzana do lasów nie tylko tatrzańskich, ale wielu innych w całej Polsce. W przypadku Tatr, chodziło z pewnością nie o względy gospodarcze, a wiązało się raczej z chęcią „ubogacenia” miejscowej przyrody. Rzeczywiście, nie sposób nie docenić urody sosny czarnej. Z pokroju przypomina nieco limbę, zwłaszcza z większej odległości, oglądana na przykład z alei Przewodników Tatrzańskich, ale na tym podobieństwa się kończą. Jest to długowieczne drzewo o gęstej koronie i szarej, w dolnej części pnia prawie czarnej korze. Ciemnozielone, sztywne i ostro zakończone igły sosny czarnej wyrastają na krótkopędach po dwie (u limby po pięć). Problem z sosną czarną polega na tym, że parki narodowe mają chronić rodzime elementy fauny i flory. Gatunki obce geograficznie stanowią niepożądany, a niekiedy wręcz szkodliwy element. O ile jeszcze sosna czarna w Tatrzańskim Parku Narodowym nie jest ekspansywna (nie odnawia się naturalnie), o tyle są gatunki takie jak modrzew szkocki, limba syberyjska oraz świerk z nasion sprowadzonych z Austrii, które mogą krzyżować się z gatunkami miejscowej flory. Utrata czystości genetycznej tatrzańskich drzew i krzewów stanowi duże zagrożenie dla naturalnego charakteru przyrody tatrzańskiej. Wiatry, eliminując sztucznie wprowadzone sosny, przyspieszają powrót do naturalności. Słabą stroną tego gatunku jest brak silnego, palowego systemu korzeniowego, zamiast którego posiada ona jedynie liczne korzenie ukośne. W górach drzewo to jest zatem narażone na silne i porywiste podmuchy w znacznie większym stopniu aniżeli rodzime gatunki sosen.

    Jesień skończyła się 20 stycznia. Kilkanaście godzin później krajobraz zmienił się nie do poznania. Obfite opady śniegu, którym towarzyszyły porywiste wiatry powodowały zawieje i zamiecie. Idealna wręcz aura do tworzenia się nawisów śnieżnych i lawin. W nocy z 23 na 24 stycznia Białym Żlebem zeszła lawina długości około 200 metrów. Czoło lawiny znajdowało się kilkanaście metrów poniżej niebiesko znakowanego szlaku prowadzącego z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów, a zwały śniegu dochodziły do czterech metrów grubości. Szkód w wyższym drzewostanie nie było, natomiast ewentualne zniszczenie kosodrzewiny można będzie stwierdzić dopiero po stopnieniu śniegu. Tej samej nocy zeszły kolejne dwie lawiny w tym rejonie. Jedna z orograficznie prawej części Marchwicznego Żlebu, długości ponad 400 metrów. Deska śnieżna grubości około jednego metra oderwała się na wysokości prawie 1950 m n.p.m., a czoło lawiny grubości około trzech metrów i szerokości ponad 150 m znajdowało się na stawie. Tutaj dało się zauważyć trochę uszkodzonej kosówki w zwałach śniegu.

    Natomiast druga lawina zeszła z Małego Bańdziocha, przewalając się przez lodospad na prawo od „Gruszki”. Skutki lawiny można było obserwować prawie 200 metrów od brzegu na Morskim Oku w postaci połamanych krzaków kosówki, korzeni i małych krzewów. Czoło lawiny miało około dwóch metrów grubości i kilkudziesięciu metrów szerokości.
Generalnie jednak lawin było niewiele i nie poczyniły one zbyt dużych strat w wśród roślin. Jeśli wiosenne opady nie przyniosą radykalnej zmiany, będzie to chyba najmniej lawiniasty sezon od wielu lat.

    Na koniec kilka uwag dotyczących nowego stanowiska języczki syberyjskiej, opisanego przez Zbigniewa Mirka i Halinę Piękoś-Mirkową w „Chrońmy Przyrodę Ojczystą”. Języczka, którą odkryto na Polanie Biały Potok, poniżej Doliny Lejowej, jest gatunkiem niezwykle rzadkim w Polsce. Rośnie zaledwie na pięciu stanowiskach. Gatunek ten jest natomiast szeroko rozpowszechniony we wschodniej Europie i Azji. Na polanie zliczono w sumie 55 osobników. Niestety nie mają one łatwego życia, ponieważ są poważnie maltretowane przez owce. Ciągłe zgryzanie młodych pędów kwiatostanowych ogranicza roślinie możliwość rozmnażania się i ekspansji na sąsiednie tereny. Języczka syberyjska jest dużą byliną osiągającą 1,5 metra wysokości i posiadającą pęd kwiatonośny z licznymi żółtymi koszyczkami. Najczęściej rośnie na siedliskach wilgotnych, na torfowiskach niskich i przejściowych.

    Najbardziej niezdecydowana zima od wielu lat skończyła się (przynajmniej w kalendarzu). Choć podczas jej trwania nie zaobserwowano nic niezwykłego w reakcji roślin, to są podstawy przypuszczać, że przebieg wegetacji i kwitnienia będzie nieco inny niż w latach ubiegłych. Znaczenie tego zjawiska może mieć wielorakie skutki, ale o tym w kolejnej edycji kwartalnika.

(artykuł ukazał się w kwartalniku "Tatry")
Tekst:

Tomasz Skrzydłowski
Edward Lichota



«« Powrót do listy
    Drukuj     Wyślij znajomemu    Ilość odwiedzin   10532

POZNAJ TATRY Copyright © MATinternet s.c. - Z-NE.PL - ZAKOPANE 1999-2024  ::  14535490 odwiedzin od 2007-01-09   ONLINE: 3