Niespodzianki tatrzańskiej jesieni
Charakterystyczną cechą przyrody klimatu umiarkowanego jest powtarzalność sezonowa wielu zjawisk związanych z życiem roślin i zwierząt. Wiosną i latem kwitną zioła, rozmnażają się korniki, jesienią buki zrzucają liście, a zimą po górskich zboczach zsuwają się lawiny. Gdy jednak przyjrzymy się tym zjawiskom uważniej, zauważymy, że każdego roku zachodzą w ich przebiegu pewne różnice, których przyczyną są przede wszystkim warunki klimatyczne. Dlatego opisując je, odnosimy się najczęściej do tego czynnika sprawczego. Dokładne analizowanie oraz interpretacja tych różnic sprawiają przyrodnikowi wiele satysfakcji.
Sprzyjające warunki termiczne tej jesieni nie wpłynęły na znaczące wydłużenie okresu wegetacji. Stosunkowo najwięcej kwitnących roślin można było zobaczyć na terenach o podłożu węglanowym (wapienie i dolomity). Pod koniec września i w październiku na halach - na przykład w Dolinie Mułowej (1800 m n.p.m.) - dostrzec można było pojedyncze skalnice nakrapiane, koniczyny brunatne oraz pięciorniki złote (inf. Bartek Stoch Michna). W ostatniej dekadzie października na Królowej Równi, obok ciągle licznej goryczuszki orzęsionej, kwitły goryczuszka wczesna oraz driakiew lśniąca. Z tego okresu pochodzą również obserwacje szarotki alpejskiej na Małej Kopie Królowej (inf. Marcin Nędza Chotarski).
W krystalicznej części Tatr - na przykład w Dolinie Spalonej i Pięciu Stawów Polskich oraz w okolicach Smutnej Przełęczy - pod koniec października obserwować można było pojedynczo kwitnące dzwonki alpejskie i wąskolistne oraz kukliki górskie. Wydawało się, że kres kwitnieniu przyniosły opady śniegu, które wystąpiły w nocy z 1 na 2 listopada - a zatem o dwa tygodnie wcześniej niż w zeszłym roku. Tymczasem kolejne ocieplenia odsłoniły spod śniegu lasy regla dolnego oraz naskalne murawy wapienne. Z tej okazji skorzystały goryczki krótkołodygowe i wiosenne, które - nie czekając do wiosny - pojawiły się na Skupniowym Upłazie w połowie listopada (inf. Jan Polak).
Mokry śnieg zalegający na halach stworzył warunki do schodzenia lawin oraz licznych zsuwów. Lawiny pojawiły się między innymi w Dolinie Żarskiej, Cichej, w Pyszniańskiej - w Ornaczańskim Żlebie (inf. Michał Łazarczyk) oraz w rejonie Morskiego Oka. Nie spowodowały jednak strat w roślinności, gdyż zeszły po starych torach lawinowych.
*
Wysoka temperatura i deficyt wody tego lata to czynniki, które osłabiły drzewa i sprzyjały rozmnażaniu się korników. Wyniki jesiennych podsumowań liczebności chrząszczy wskazują, że po polskiej stronie Tatr zagęszczenie kornika drukarza - choć wysokie - okazało się jednak o około 20 proc. niższe niż przed rokiem. Wyraźny wzrost liczby tych owadów odnotowano natomiast na terenach dotkniętych klęską wiatrołomów po wschodniej i południowej stronie Tatr. W stosunku do ubiegłego roku liczba kornika drukarza zwiększyła się o 400 proc. Więcej, i to 2800 proc., stwierdzono rytownika pospolitego. W sumie w pułapkach feromonowych odłowiono nieco ponad sto milionów owadów każdego z wymienionych gatunków (inf. "Podtatranské nowiny").
Rytownik jest gatunkiem kornika często towarzyszącym drukarzowi podczas ataku na drzewa. W przeciwieństwie do swojego kuzyna, chętniej zasiedla górną część strzały, aż do wierzchołka drzewa. W młodszych drzewostanach występuje samodzielnie, gdzie wyrządza dotkliwe szkody. W przypadku masowego pojawienia się, owady te atakują również zdrowe lub nieznacznie osłabione drzewa. Warto pamiętać, że wiele drzew, które się nie złamały lub nie przewróciły pod naporem wiatru w 2004 r. ma naderwane korzenie oraz niewidoczne pęknięcia drewna. Tak wielki wzrost liczby rytowników wskazuje, że zaatakowane zostały już nie tylko drzewa na powierzchni powiatrołomowej, ale również drzewostany z nią sąsiadujące. Można śmiało wyrokować, że w niedalekiej przyszłości wokół wiatrołomów znacznie poszerzy się strefa martwego lasu.
*
We wrześniu i październiku nasze zainteresowanie tradycyjnie skupiło się na obsiewie nasion buka, jodły i świerka. Celem podjętych przed czterema laty badań jest określenie częstości występowania lat nasiennych w rodzimych drzewostanach tatrzańskich oraz ocena liczby nasion i ich kondycji zdrowotnej. Informacje te mogą być pomocne przy planowaniu produkcji sadzonek w szkółkach. Sadzonki te są potrzebne do prowadzenia prawidłowej przebudowy plantacji świerkowych. Dotyczy to głównie buka, który posiada duże nasiona, przez co ma ograniczone możliwości ekspansji na nowe tereny w drodze naturalnego odnowienia.
Dla buka rok ten okazał się wyjątkowo niesprzyjający pod względem urodzaju. W Dolinie Strążyskiej i w Suchym Żlebie, gdzie prowadzone są systematyczne badania, zanotowano około 7 bukowych nasion na metr kwadratowy. W zeszłym roku było ich o ponad 80 proc. więcej! Te 7 nasion nie daje oczywiście bukowi wielkiej szansy na wykształcenie kolejnego pokolenia drzew.
W tym sezonie sporo nasion wyprodukowała natomiast jodła (do 1 listopada spadło około 43 szt./m kw.) i - nieco mniej - świerk (około 12 szt./m kw.). Wprawdzie wiele z tych nasion jest pustych lub uszkodzonych przez owady, nie zmienia to jednak faktu, że na wiosnę możemy spodziewać się licznych siewek - szczególnie jodły.
Śledząc od najwcześniejszych chwil ich życia losy drzew w buczynach karpackich, dostrzec można pewną prawidłowość. Otóż w buczynie jodła radzi sobie dziesięć razy lepiej niż świerk. Już w pierwszych latach życia drzew przyroda dokonuje skutecznej selekcji, dostosowując skład gatunkowy drzew do właściwości siedliska. Wystarczy jedynie wspierać powstałe odnowienia, zapewniając młodym jodełkom odpowiednie warunki świetlne i chroniąc je przed zwierzyną płową, aby stopniowo odtworzyć bardziej naturalny wygląd tatrzańskich lasów.
*
Latem i jesienią na liściach bukowych pojawiło się wyjątkowo dużo galasów (narośli). Na jeden metr kwadratowy dna lasu w Suchym Żlebie spadło 699 galasów, a zatem o 503 proc. więcej niż przed rokiem! Na drzewach, które rosną przy szlakach, oraz w innych nasłonecznionych fragmentach lasu, zagęszczenie galasów sięgało nawet 2200 sztuk na m kw. Przy takiej liczbie można się już spodziewać, że larwy garnusznicy bukowej, które je wywołują, osłabią kondycję zdrowotną buków i spowodują zmniejszenie przyrostu na grubość. Nie jest to jednak zbyt wygórowana cena, jaką muszą płacić drzewa za możliwość wzrastania w korzystnych warunkach świetlnych.
Przywiązanie larw do ciepłych, nasłonecznionych stanowisk przejawia się tym, że każdego roku narośla obserwować można na tych samych drzewach. Koncentracja larw przyciąga z kolei uwagę sikor i innych skrzydlatych amatorów "świeżego białka", którzy tej jesieni tłumnie uwijali się w koronach buków w poszukiwaniu pokarmu. Jeśli zatem wędrując Doliną Strążyską lub Drogą pod Reglami w sierpniu lub we wrześniu, usłyszymy nad głową szczebiot i krzątaninę ptaków, zaś pod nogami dostrzeżemy niezliczone galasy z charakterystycznymi otworami, możemy się domyślać, co jest tego przyczyną.
*
Tej jesieni wiatry halne obeszły się dość łagodnie z lasami tatrzańskimi. Wywrócone zostały jedynie pojedyncze świerki oraz niewielka limba na grani Zawratu Kasprowego. Na stokach Kopy Magury oraz w Dolinie Stare Szałasiska stwierdzono natomiast zsuwy gruntowe wraz z kilkoma świerkami. Być może jednak do obsunięcia gruntu doszło znacznie wcześniej, podczas lipcowych burz.
Silnie wiejące wiatry pod koniec października "uzdrowiły" natomiast rosnące na Podhalu jesiony. Drzewa te od kilku lat borykają się z chorobą, której przejawem są uschnięte pędy w koronach drzew. W wyniku gwałtownych podmuchów gałęzie te obłamują się, można mieć zatem wrażenie, że korony drzew są zielone i zdrowe. W rzeczywistości powierzchnia asymilacyjna koron jest znacznie zredukowana, a czynnik chorobotwórczy wciąż groźny.
Na osobne odnotowanie zasługuje informacja Grzegorza Bachledy Wali o odnalezionym stanowisku cisa w Wielkich Koryciskach. Porasta on wapienne zbocza skałek reglowych o południowo-wschodniej wystawie. Podobnie jak większość tatrzańskich cisów ma postać niskiego krzewu oraz posiada płożący się pęd około 2,5 m długości. Obecnie na terenie Tatr Polskich występuje około 50 osobników tego gatunku na 35 naturalnych stanowiskach (w całych Tatrach jest około 100 stanowisk). Niestety, nie należy oczekiwać, że liczby te wyraźnie wzrosną. Szanse na odnalezienie nowych cisów nie są bowiem duże. Wprawdzie w przeszłości drzewa te występowały w Tatrach dość licznie, niestety zostały niemal doszczętnie wytępione zarówno w wyniku rabunkowej gospodarki leśnej, jaka prowadzona była w XIX wieku, jak i ze względu na atrakcyjne drewno, które wykorzystywano m.in. w stolarstwie do wyrobu galanterii drewnianej.
W tym miejscu warto wspomnieć o burzliwej dyskusji, jaka rozgorzała niegdyś wokół sprawy ponownego wprowadzenia cisa do lasów. Z jednej strony pojawiły się głosy, aby tego nie robić, gdyż w ten sposób ingerujemy w populację gatunku chronionego. Ponadto zwracano uwagę na ryzyko rozpowszechnienia cisa na stanowiskach, w których gatunek ten sam nigdy nie zechciałby rosnąć. Konsekwencją takich działań - zwłaszcza w przypadku długowiecznego drzewa jak cis (w Tatrach najstarszy osobnik ma około 700 lat) - mogłaby być nienaturalna struktura lasu utrwalona na setki lat.
Za wprowadzaniem cisa w Tatrach przemawia jednak fakt, że po tak szczątkowej populacji, jaką tu mamy, trudno oczekiwać nowego pokolenia powstałego na drodze samosiewu (zoochorii). Ponadto należy pamiętać, że jest to roślina dwupienna. Kwiaty męskie i żeńskie wykształcane są przez różne osobniki, co przy ich dużym rozproszeniu utrudnia zapylenie. Nasiona pojawiają się rzadko także z powodu niekorzystnych warunków klimatycznych.
Cisa wyhodowanego w szkółkach (oczywiście w oparciu o nasiona rodzimej populacji) najlepiej wprowadzać w te miejsca, gdzie są jeszcze widoczne ślady jego dawnej obecności w postaci pniaków. Dobrym rozwiązaniem byłoby również zasilenie nowymi osobnikami stanowisk cisa, na których drzewo to występuje obecnie. W ten sposób udałoby się uniknąć błędu, o którym wspominają przeciwnicy rozpowszechniania tego gatunku.
Przy reintrodukcji warto uwzględnić fakt, iż jest on przysmakiem zwierzyny płowej. Aby zmniejszyć ryzyko zgryzania, cis mógłby być sadzony tam, gdzie trudne warunki terenowe - urozmaicona rzeźba, leżące na dnie lasu kłody - utrudniłyby zwierzynie dostęp do małych drzewek. Bezpieczne byłyby także te fragmenty lasu, gdzie nie zaobserwowano uszkodzeń w odnowieniach jodły, co wskazuje, że presja jeleniowatych z różnych przyczyn jest tam niewielka.
Odtwarzanie populacji cisa powinno być prowadzone w strefie ochrony częściowej - przede wszystkim w Dolinie Kościeliskiej i Chochołowskiej. Wprowadzanie cisa do Dolin Białego oraz Strążyskiej jest bezcelowe, ponieważ rosną tam one stosunkowo często; poza tym są to tereny objęte ochroną ścisłą. Podstawowym założeniem przy tej formie ochrony jest nieingerowanie w naturalne procesy przyrodnicze i należy dokładać wszelkich starań, aby tej zasady przestrzegać.
(artykuł się w kwartalniku "Tatry")
Tomasz Skrzydłowski