W nocy z 8 na 9 października w lesie na Palenicy Białczańskiej w Tatrach rozegrał się dramat. Jak relacjonuje miejscowy leśniczy mgr inż. Tadeusz Figura, około godziny 23.00 ze świerczyny oddzielającej kilkusetmetrowym pasem drogę do Morskiego Oka od granicznej rzeki Białki, przez kilkanaście minut słychać było odgłosy walki na śmierć i życie. Nieludzkie ryki powoli ustępowały miejsca popiskiwaniu i pochlipywaniu. Potem wszystko ucichło. Chwilę później na drodze pokazała się niedźwiedzica z trzema młodymi. Około północy, na położonym w pobliżu parkingu pojawił się duży samiec, który godzinę później dobijał się do odległej o około 2 km leśniczówki na Łysej Polanie.
O świcie służby Tatrzańskiego Parku Narodowego przeszukały teren nocnych ekscesów. Na niewielkiej polance, oddalonej niecałe 100 metrów od parkingu na Palenicy Białczańskiej, przez który przewija się cały ruch turystyczny w kierunku Morskiego Oka i Doliny Pięciu Stawów (blisko milion ludzi rocznie), natrafiono na zmasakrowane zwłoki młodego niedźwiadka. Ofiara była ośmiomiesięczną samiczką. Skórę na prawym boku, karku i brzuchu miała rozszarpaną. Kręgosłup, żebra i wnętrzności ujrzały światło dzienne. Śladów walki nie było zbyt wiele: trochę rozoranej darni, zadrapana pazurami kora na świerku, sporo krwi na zeschłych trawach. Od dawna nie padał deszcz, więc nigdzie nie było błota i nie odnaleziono czytelnych tropów, a tylko one mogłyby powiedzieć coś więcej o zabójcy. Przebieg i przyczyny tej tragedii pozostaną więc tajemnicą.
Czasy, gdy Środkową Europę pokrywały nieprzebyte puszcze, a w nich królowały niedźwiedzie minęły bezpowrotnie. Źródła historyczne wyznaczają chronologię eksterminacji tego gatunku idącą w ślad za wyrębem większych kompleksów leśnych. W 1744 roku ginie ostatni niedźwiedź w rejonie Gorzowa Wielkopolskiego. Czterdzieści lat później w Karkonoszach. W Górach Świętokrzyskich przetrwały do 1840 roku, a w znanym leśnikom Bedoniu do 1867. Prawie do końca dziewiętnastego wieku dotrwały niedźwiedzie w Puszczy Białowieskiej, gdzie później próbowano je nawet reintrodukować. Także w Tatrach niedźwiedzie były na skraju zagłady. Na przełomie wieków, kłusownictwo na Podhalu było tak rozpowszechnione, że niedźwiedzie pojawiały się tu tylko od czasu do czasu, zachodząc z ostoi pod Osobitą w Tatrach Orawskich, czy z rejonu Jaworzyny Spiskiej.
Obecnie w Polsce żyje mniej niż 100 niedźwiedzi. Najliczniejsza jest populacja bieszczadzka. W Tatrzańskim Parku Narodowym ich liczebność szacuje się na kilkanaście osobników. Podanie dokładnej liczby jest raczej niemożliwe. Mateczniki niedźwiedzi leżą na wschodniej i zachodniej rubieży Tatrzańskiego Parku Narodowego, przy granicy ze Słowacją. Niedźwiedzie migrują nie tylko przez granicę na Słowację, ale i w inne masywy. Ubiegłej wiosny odnaleziono gawrę niedźwiedzia na Babiej Górze. Młody osobnik pojawił się tej jesieni także w Pieninach. Na podstawie tropień stwierdzono, że przebycie 30 kilometrów w ciągu jednego dnia, a właściwie nocy, nie stanowi dla niedźwiedzia większego problemu. Cała polska populacja jest tylko niewielką częścią populacji zachodniokarpackiej i jej stan zależy w znacznej mierze od sytuacji niedźwiedzi po południowej stronie granicy.
Przez lata prześladowań niedźwiedzie nauczyły się unikać ludzi. W pierwszych dekadach istnienia w Tatrach parku narodowego odnotowywano zaledwie kilka bezpośrednich obserwacji i kilkanaście tropień rocznie. Jak pisał ówczesny leśniczy do spraw fauny w TPN, znawca tatrzańskich niedźwiedzi Leon Podobiński, "jeżeli już do spotkań dochodzi, to niewątpliwie z przyczyny nie sprzyjających jego zmysłom okoliczności, a nie z pragnienia widoku człowieka". W drugiej połowie lat osiemdziesiątych sytuacja zmieniła się diametralnie. Dziś niedźwiedzie już nie unikają turystów. Notorycznie odwiedzają schroniska i inne osady ludzkie położone w głębi rezerwatów. Coraz częściej zapuszczają się w bardziej zaludnione okolice. Peryferyjne zakopiańskie osiedla, w tym znane wszystkim narciarzom Kuźnice, były wielokrotnie odwiedzane przez wędrujące za łatwym chlebem niedźwiedzie. Trzeba jednak zaznaczyć, że niedźwiedzie tylko z własnego wyboru wchodzą w bliższe kontakty z ludźmi. Te same osobniki zaskoczone w swym naturalnym środowisku, w głębi lasu, czy w zaroślach kosodrzewiny, są bardzo płochliwe i reagują natychmiastową ucieczką.
Chociaż niedźwiedzie to nasze największe drapieżniki, z natury są wszystkożerne, ze wskazaniem na pokarm roślinny. Przełamanie bariery strachu przed człowiekiem zapewniło niedźwiedziom łatwy dostęp do właściwie nieograniczonego źródła pokarmu, jakim stały się resztki pozostawiane przez turystów. Poszerzenie bazy pokarmowej mogło przyczynić się do wzrostu zagęszczenia niedźwiedzi. Zwiększyła się również liczebność potomstwa. Dawniej tylko sporadycznie obserwowano niedźwiedzice prowadzące trójkę młodych. W tym roku w Tatrzańskim Parku Narodowym zanotowano dwa takie przypadki. W sumie, zimą 1999/2000 na terenie TPN przyszło na świat co najmniej 7 młodych niedźwiedzi. Cztery z nich w rejonie Morskiego Oka, obejmującym również dolinę Pięciu Stawów, Roztokę, Wołoszyn, okolice Łysej Polany i słowacką Dolinę Białej Wody. W nastepnej na wschód słowackiej dolinie tatrzańskiej, znaleziono jeszcze innego młodego niedźwiadka, który samotny i wygłodniały błąkał się po lesie. Zaopiekowali się nim słowaccy leśnicy, a gdy z powrotem nabrał kondycji oddany został do zoo w Barcelonie.
W tym roku, w rejonie Morskiego Oka niedźwiedzica z trójką młodych po raz pierwszy pojawiła się końcem maja, w górnej części Doliny Roztoki. To jej zachowanie sprawiło, że dyrekcja TPN zdecydowała się na wprowadzenie zakazu poruszania się po zmroku po szlakach prowadzących do schronisk w Morskim Oku i w Pięciu Stawach. Stało się to po tym, jak pracownicy jednego ze schronisk ulegli wypadkowi uciekając przed przebywającą w pobliżu szlaku turystycznego niedźwiedzicą. A niedźwiedzica ta regularnie korzystała z "turystycznego zaplecza gastronomicznego". Jeśli nawet odpadki i śmieci były należycie zabezpieczone, to wśród turystów zawsze znalazł się ktoś litościwy, kto z okna rzucił głodnym misiom bułkę czy cukierka. Odstraszona od jednego obiektu, po kilku godzinach pojawiała się przy innym. Do jej ciekawszych wyczynów należy wyniesienie z magazynku schroniska w Pięciu Stawach kilkunastu beczek z cocacolą, które potem w kosówce otwierała zębami i wraz z młodymi zlizywała z łap bogaty w cukier, rozbryzgujący się napój. Wielokrotnie samym swym widokiem napędziła stracha turystom, jednak jak na razie nie odnotowano przypadków agresji.
Druga tutejsza samica miała tylko jedno młode. Tropiona była 21 kwietnia tuż po wyjściu z gawry w Dolinie Roztoki. Później raczej unikała schronisk i ludzi. Być może mając tylko jedno młode, w całości zadowalała się naturalnym pokarmem. Nie była tak często obserwowana jak jej rywalka. Możliwe, że była przez nią odganiana od obfitych źródeł pożywienia. Prawdopodobnie to właśnie jej jedyny potomek został zagryziony w lesie na Palenicy Białczańskiej. Nie wykluczone, że zrobiła to druga samica.
Jeśli są samice i młode, muszą być także samce. Są one jednak dużo bardziej ostrożne w kontaktach z człowiekiem i o ich liczbie nic pewnego powiedzieć nie można. Pewne rozeznanie dają pomiary tropów. Ich wymiary często w znaczący sposób różnią się między sobą i można przypisać dany trop konkretnemu osobnikowi. Niestety przez większą część sezonu niedźwiedziej aktywności nie ma odpowiednich warunków do prowadzenia tropień.
Niedźwiedzie uważane są za zwierzęta terytorialne, podaje się nawet konkretne liczby. W przypadku TPN - po odliczeniu terenów niedostępnych i zurbanizowanych otrzymujemy niespełna 1000 ha przypadające na jednego osobnika. Trudno ocenić czy jest to dużo, czy mało. Na wyspie Kodiak rewir osobniczy liczy zaledwie około 150 ha, nad Bajkałem około 6000 ha, a w północnej Alasce aż 15 000 ha. Trzeba jednak pamiętać, że terytorializm u zwierząt ma na celu głównie zapewnienie dostatku pożywienia. W Ameryce Północnej widok kilkunastu niedźwiedzi grizzly polujących wspólnie w rzece pełnej łososi nie jest niczym nadzwyczajnym, tak samo jak widok gromady krewniaków misia Yogi penetrujących w latach sześćdziesiątych wysypiska śmieci w Yellowstone. Rewir osobniczy niedźwiedzicy może być więc mniejszy w pełni sezonu wegetacyjnego, gdy dodatkowo tysiące turystów dziennie pozostawiają po sobie ślady w postaci resztek pożywienia. Jednak, gdy z końcem września, a pierwsze przymrozki zwarzą resztki jagód, instynkt obrony własnego terytorium może przybrać na sile. Może również zaistnieć potrzeba zdobycia nowej przestrzeni życiowej. Wówczas agresja może doprowadzić nawet do śmierci bliskiego krewniaka, wbrew logice propagacji genów własnego gatunku. Tak mogło być i w tym przypadku.
Jaka przyszłość czeka niedźwiedzie w Tatrach? Czy zatracą resztki naturalnych odruchów? Wszystko jest w naszych rękach. Jeśli w położonych w ostojach niedźwiedzi obiektach turystycznych i innych osadach ludzkich będzie zachowany ścisły reżim gospodarki odpadami, a kultura turystów zmieni się na tyle, że powstrzymają się od wyrzucenia w krzaki ogryzka z jabłka, niedojedzonego wafelka, czy kanapki, to niedźwiedzie raczej nie będą tracić czasu na bezowocne kołatanie do naszych drzwi, tylko pójdą na poszukiwanie jagód, mrówek, gniazd leśnych os, albo na polowanie.
Tekst:Tomasz Zwijacz-Kozica