Z co raz większym niepokojem przyglądam się korytom andyjskich rzek. Do niedawna suche wypełniła już woda. Strefa opadów przemieszcza się na zachód a dla mnie to znak, że trzeba plan dostosować do okoliczności. Tym samym zmierzam powoli w stronę oceanu. Tam na pewno deszczu nie będzie. Dziś jestem nad Kanionem Colca. Pobede tu chwilę bo okolica obiecująca, choć wygląda zlowrogo. Zewsząd dymia wulkany. W Chile narzekalem, że niby aktywne a jakby przydrzymane. Tu się dymi i nie jakoś tak zwyczajnie. Zazartowalbym, że smog jak w Zakopanem przed zimą, ale w busie mi gość wyjaśnił, że aktywność jednego z nich (widzę go z okna hoteliku) bardzo mieszkańców niepokoi. Wczoraj byłem nad jeziorem Titikaka. Nie pamiętam, jak wyobrażałem sobie to miejsce. Czy jako sadzawke wokół której Indianie palą ogniska a po powierzchni wody unoszą się sztuczne wyspy z trzciny? W rzeczywistości jest tak rozległe, że z trudem można dostrzec drugi brzeg. Wokół jeziora Indianie owszem mieszkają ale teren jest tak silnie zagospodarowany tudzież zdewastowany, że w zasadzie nie ma na czym oka zawiesić. Myślę, że lepiej jest pod Siedlcami. W sumie nie byłem pod Siedlcami, ale tak myślę. Poplynalem za to na owe wyspy bo przecież B. Pawlikowska się kiedyś nad nimi egzaltowala i powiem tylko: szkoda gadać. Dziś 9 grudzień, to w mojej wiosce jest festiwal. Stale trafiam na jakieś festiwale. Może to w związku z moją wizytą? A nawet jeśli to przypadek to mam źródło cennych obserwacji. I co z nich wynika? Że wszyscy na świecie mamy takie same zwyczaje. Pisałem z Togo, że podczas murzynskiego tańca zbojnickiego ktoś polewa a tanecznicy piją z jednego kieliszka- na mode góralska. Nie inaczej jest w Peru. Tanecznicy, ale jak to zwykle na odpustach bywa, także panowie w barach i po zakamarkach ulicznych. Tyle że, z owego jednego kieliszka (małej szklanki) piją ... piwo. Zwykle, tutejsze, jasne. Pani nawet kubek do strzepywania podaje. Wygląda to mało ambitne, jakkolwiek skutek osiągają podobny do naszego.