Australia cz.III. W Australii dziwne są zwierzęta, nawet ptaki wydają się śpiewać od końca. w Australii dziwne są rośliny. Nie wiadomo nawet czy to, co mam przed sobą to drzewo liściaste czy iglaste. Wygląda na sosnę, ale kwiaty ma jak przysłowiowy "bratek". I choć krajobraz na ogół płaski to dla przyrodnika jest na czym oko zawiesić. Może to temu, że tu po Ziemi chodzi się od spodu. Te dziwy to wynik milionów lat w izolacji - of course. Listopad to dobry czas na zwiedzanie parków narodowych, bo bardzo dużo kwitnie roślin. I nie ma znaczenia, że nie wiem co kwitnie (w tym rejonie jest 14000 gatunkow), ale pogapić się można. W Australii bardzo dobrze rozwinięta jest infrastruktura turystyczna i dbałość o środowisko przyrodnicze. Miarą tej dbałosci jest to, że na lotnisku sprawdzają, czy nie wnosisz do kraju błota z nasionami obcych gatunków roślin (taką kontrolę przechodziłem też w N. Zelandii). Przed wejsciem do parków też jest szczotka do czyszczenia butów z informacją, żeby nic nie zawlekać z sobą. Wreszcie miarą dbałosci o przyrodę jest to, że do żadnego parku nie wolno wprowadzać psów. Szkodliwość psów w naturalnym środowisku jest oczywista, ale tutaj idą krok dalej. Poza standardowym piktogramem z przekreślonym reksiem są tablice z napisem " Jesli masz psa w samochodzie zawróć teraz". W krzakach wyłożone są trutki na króliki i zdziczałe koty. Środki radykalne, ale nie mam złudzeń najlepsze z możliwych dla ochrony rodzimej fauny.