Wczoraj nasz PKS (P, jak Piotrowski, K, jak Krzeptowski i S, jak Skrzydlowski) wrocil po kilku dniach pobytu w Nikaraguii do Kostaryki. Pomysl pojechania do Nikaragui nie byl jakos szczegolowo przemyslany, jak zreszta chyba kazdy z wyjazdow. Brak strategii jest nasza strategia. Cel jaki sobie stawiam przed wyjazdem (tym razem jubileuszowym - dwudziesty raz poza Europa) jest zupelnie ogolny. Np. czynny wulkan, las rownikowy, preria czy jakies bajoro. Rzadko celem jest zobaczenie jakiegos zwierzecia bo z tym roznie bywa. Takie podejscie ma duza zalete - trudno sie rozczarowac skoro niewiele sie oczekuje. A trzeba miec swiadomosc, ze oczekiwania, jakie rozbudzaja filmy, foldery, kolorowe magazyny dotyczy 10 - 20% rzeczywistosci. Pozostale 80% to zagospodarowana (daj Boze), a na ogol to zdewastowana czesc swiata. Z tych 20% polowa jest niedostepna dla zwyklego turysty (co innego, gdy sie jest dziennikarzem BBC lub National Geographic z workiem dolarow). Zwyklym parowkozercom zostaja do zobaczenia tylko ochlapy. Aby wrocic z wycieczki zadowolonym dobrze pielegnowac w sobie postawe interesowania sie drobiazgami lub krajobrazami (formacjami roslinnymi), czyli czegos, co jest latwo osiagalne i wzglednie tanie.
W NIkaragui jedynym naszym celem bylo zobaczenie czynnego wulkanu Masaya, bo wszedzie pisza ze warto. I w sumie maja racje. Miejsce skomercjalizowane, ale do tego jakos czlowiek juz przywykl. Niemniej trudno byc obojetnym wobec zjawiska, z ktorym na codzien nie mamy do czynienia. Tym bardziej dla mnie, osoby, ktora stale opowiada, jak to Tatry powstaly, o magmie, lawie, skalach takich czy owakich...a tu historia Ziemi tworzy sie na naszych oczach. Przy okazji poplatalismy sie po ulicach zabytkowej Granady i po dzikich plazach nad Pacyfikiem (na plazy darmowy nocleg). Powiem tak..nie wiem jak wyglada Nikaragua. Wiem jak wyglada jej poludniowo zachodnia czesc..i dobrze wyglada. Warto tu byc.