Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Indii i Nepalu, obiecałem sobie, ze moja noga więcej w tych krajach nie postanie. Był rok 2003 (Tomuś na zdjęciu obok). Minęło 13 lat, a ja niebawem będę tam po raz piąty. Moja deklaracja była znakiem protestu do wszech panującego syfu, bo inaczej o tym, co Hindusi wyprawiają nie da się chyba napisać. Ale oczywiście z czasem ów "nieporządek" przestał mi przeszkadzać. Inna rzecz, ze wyjazd do Indii w 2003 roku był moją czwartą dalszą wyprawą.... w sensie na inny kontynent. Teraz będzie już 18!. A taki staż pozwala nabrać dystansu do wielu spraw, a przede wszystkim do siebie i swoich oczekiwań. Wyjazd w Himalaje ma dla mnie cel botaniczny. Nasłuchałem się, jak to ładnie jest, kiedy kwitną w górach różaneczniki i teraz chcę to zobaczyć. Ponoć na trasie trekingu wokół Annapurny nie ma ich zbyt dużo, ale myślę, ze parę krzaczków mi wystarczy. Oby było choćby tyle co na trekingu pod Everestem i Lhotse 13 lat temu. Wtedy niestety był wrzesień i żadnych kwiatów. Może tym razem się uda.