8 godzin w samolocie z Amserdamu (co niezwykłe -absolutnie żadnych turbulencji) i lądowanie na lotnisku Entebbe nad samiutkim wybrzeżem jeziora Wiktorii. Pierwsze wrażenie dla Ugandy dość korzystne -czysto, klimat znośny (30 st). Potem było nieco gorzej, ale miasta afrykańskie i w ogóle trzeciego świata maja to do siebie, ze są jednakowo paskudne. Na ogol zatłoczone, a powietrze przesycone spalinami. Niby w przewodniku piszą, ze Kampala jest, jak na standardy afrykańskie, miejscem sympatycznym, ale ja osobiście matka z dziećmi w wózkach na popołudniowe spacery bym tego miasta nie polecał.
Prawdziwa Afrykę poczuliśmy już drugiego dnia, kiedy ... przyszło nam zapłacić za wejście i zwiedzanie parku narodowego Queen Elizabeth. Tu 100 tam 50 $, i tak już przez kolejne dni. Krotko pisząc, jeśli chce się coś zobaczyć trzeba płacić, dużo płacić Za kilka dni jadę do megakomercyjnej Kenii a chwile potem do Tanzanii. Nie mam złudzeń, ze nie szybko zabliźnia się finansowe rany. Pozostaje pytanie, czy warto! Rożnie już w życiu, w innych krajach bywało. Jadąc do, położonego przy granicy z Kongiem parku Królowej Elżbiety, w jakiś szczególnie ośli zachwyt nad Uganda nie wpadłem. Jak wszędzie na świecie, tak i tutaj lasy wycięte w pień i tereny przerobione na plantacje czegoś tam, ze wskazaniem na banany... dużo bananów. Uganda to chyba najbardziej bananowa republika na świecie. Kiedy na to patrze, to zastanawiam się, czy na znak protestu przeciw dewastacji lasów, nie powinienem zrezygnować z jedzenia bananów. Wreszcie pod wieczór jesteśmy w parku, którego powierzchnia dziesięć razy przewyższa powierzchnie całych Tatr. Jak okiem sięgnąć sawanna mniej lub gęściej porośnięta czymś, co przypomina kaktusy. Kolejne dni przynoszą coraz to mocniejsze wrażenia. Pierwsze bawoły, słonie i lwy, a wszystko w odległości zwykle kilku metrów. W wodach jeziora Edwarda setki, o ile nie tysiące hipopotamów. Jeśli o hipopotamach mowa, to w całej Ugandzie jest ich tyle, ze nawet nie chce mi się już na nie patrzeć.Najmocniejszym akcentem wizyty w parku Królowej Wiktorii, poza lwami oczywiście, był przemarsz do wodopoju blisko 100 słoni. Gigantyczne stado prawie przez pól godziny przechodziło droga obok naszego auta. Czasem, gdy na wąskiej drodze zrobił się "słoniowy"korek, wszystkie karnie czekały w szeregu, żaden osobnik nie przepychał się do przodu. Osobna sprawa, jaka była reakcja słoni na nasza obecność: większość obojętnie przechodziła, co poniektóre bardziej nieśmiałe obchodziły nas niewielkim lukiem, ale było kilku zgrywusów, którym wyraźnie nie spodobała się nasza obecność. Przed jednym najbardziej wkurzonym przyszło się nam ewakuować na wstecznym, gdyż niebezpiecznie przyspieszył kroku w nasza stronę.
Kolejny park i nie mniejsze emocje. Naszym celem był trekking przez wilgotne lasy równikowe do szympansiej rodziny. Trochę się tego punktu programu obawiałem, gdyż już wielokrotnie prowadzono mnie w różne krzaki, które w istocie z lasami równikowymi niewiele miały wspólnego, albo były zanadto zdewastowane. Tym jednak razem mieliśmy do czynienia z klasyka w najczystszej postaci. Potwierdzeniem pierwotności tego miejsca była obecność w najwyższej warstwie kilkusetletnich drzew. To zwykle one w pierwszej kolejności były wycinane. No i wreszcie spotkanie z szympansami. To ciekawe, ale można byłoby się spodziewać, ze małpa jak każda i na zbyt wiele wrażeń nie liczyłem. Tym bardziej, ze w trakcie kilkugodzinnego szukania szympansów różnych małp na drzewach nie brakowało, ale nie powiem, żeby mnie ich widok jakoś szczególnie podekscytował Kiedy jednak dotarliśmy do szympansiej rodziny, kiedy przyjrzeliśmy się dłuższa chwile ich zachowaniu, w tym wybuchu awantury o samice, czemu towarzyszył niesamowity wrzask oraz uderzanie w pień drzewa dla zwiększenia efektu hałasu powiem, ze o mało nie popłakałem się z wrażenia (prawie nie robi w tym przypadku żadnej różnicy). W zachowaniu szympansów najbardziej niezwykle jest to, ze sposób ich komunikowania się ze sobą, oraz zwykle czynności do złudzenia przypominają zachowanie ludzi. Wyobraźcie sobie, ze jeden delikwent położył się na plecach na leżącej kłodzie drzewa, założył nogę na nogę, jedną rękę podłożył pod głowę a druga dłubał w zębach i patrzył na nas, jak w telewizor. Chyba najbardziej zatwardziały ortodoks religijny po takiej obserwacji zwątpiłby w wyjątkowość człowieka jako istoty wybranej, albo pomysły wywodzące nasze pochodzenie od Adama i Ewy.
Fajniej byłoby pisać wszystko na bieżąco, ale nie zawsze jest to możliwe, dlatego przy najbliższej okazji dopowiem jeszcze wrażenia z parku narodowego Murchinsona i kilku pomniejszym miejsc. Po nadrobieniu zaległości sprawozdawczych postaram się nie robić większych przerw w przekazywaniu informacji. Na dziś muszę niestety skończyć, ponieważ czas nagli.
TS
PS. Widziałem dziś kameleona i to jest najbardziej sensacyjna wiadomość tygodnia. To niesamowite, ale jak na kameleona przystało, w zależności od podłoża, co kilka minut kompletnie zmienia kolor - od jasno zielonego, do zielonego w brązowe plamy po brązowy z żółtym podgardlem, no po prostu przekoleś.