To był piękny majowy dzień, albo ...ponury i deszczowy listopad. Tak naprawdę nie pamiętam kiedy to było, ale na pewno w Żabim Dworze na ulicy Strążyskiej. Tego właśnie dnia, siedząc z Jaśkiem Krzeptowskim przy tzw. herbacie powstał zamysł, żeby napisać przewodnik przyrodniczy po Tatrach. Pomysł ten spodobał mi się wielce, ponieważ od dawna nosiłem się z zamiarem spopularyzowania wiedzy ekologicznej w taki sposób, żeby zachęcić ludzi do poznawania otaczającego świata a przy okazji zmieniać stereotypowe podejście do przyrody. Nie mam najmniejszych złudzeń, że jedyną skuteczną metodą ochrony przyrody jest wiedza. Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, z jak rzadkim gatunkiem rośliny mamy do czynienia, z pewnością będziemy mieli do niej szacunek i nie zerwiemy bezmyślnie, żeby 10 metrów dalej wyrzucić (częste zjawisko wśród tatrzańskich turystów). Nie zabijemy żmij bo jest tzw. szkodnikiem, ani nietoperza, bo wkręca się we włosy. Wiedza niestety nie jest wszystkim dostępna - z wielorakiej przyczyny. Część osób prezentuje świadomość typu betonu, który nie przyjmuje jakiejkolwiek informacji. Mówiąc do nich równie dobrze można mówić do ściany. Takich osób w Tatrach może jest tylko kilka procent, ale przy 2, 5 miliona turystów w parku każdego roku, te kilka procent to i tak kilkadziesiąt tysięcy tłuków. Pamiętam jak jeden ze wspinaczy chwalił mi się (nie wiedział, że jestem z TPN-u), że zniszczył tablicę informacyjną TPN zakazującą czegoś tam. Jest też grupa ludzi, którzy deklarują swój nabożny i świadomy stosunek do Tatr, ale za nic w świecie nie dopuszczają do wiadomości prostej jak konstrukcja cepa informacji, że milion ludzi idących każdego dnia do Morskiego Oka nie zaszkodzi bardziej wilkom, rysiom i cietrzewiom jak pozaszlakowcy (bo o nich mowa). Ci choć nieliczni, jeśli znajdą się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu mogą: rozbijać tokowiska głuszca i cietrzewia, wypłaszać młode jarząbki z gniazd, które rozpraszając się w panice wystawione są na atak drapieżników, zniszczyć lęgi puchaczy, sokołów wędrownych, orłów przednich czy bocianów czarnych, które z racji pewnego konserwatyzmu zachowawczego łatwo opuszczają zajęty rewir, zniszczyć stanowiska rzadkich roślin piargowych i strukturę całych zespołów roślinnych np. endemicznego dla Tatr zespołu skalnicy karpackiej i szczawióra alpejskiego czy maku tatrzańskiego i rogownicy szerokolistnej. Prawdą jest, że TPN wydaje zezwolenia naukowcom na prowadzenie badań poza szlakami, do czego jest zobowiązany z mocy ustawy o ochronie przyrody, co nie pozostaje bez wpływu na przyrodę. Bywa i tak, że wpływ ten może być bardzo destrukcyjny. Nie miejmy jednak złudzeń, że tolerując chodzenie gdzie popadnie na pewno nie podniesiemy poziomu ochrony przyrody. Dotyczy to głównie tych, którzy z trudnością odróżniają podstawowe gatunki drzew, z ptaków rozpoznają tylko gołębia a z ryb karpia. Żadna deklaracja szacunku do przyrody nic nie da, jeśli nawet nie będziemy wiedzieli, że coś niszczymy. Są wreszcie ludzie, i tych jest najwięcej, którzy nie bardzo mieli możliwość kontaktu i poznawania przyrody, ale mając umysł otwarty chłoną wszystkie informacje jak gąbka. I do tych w pierwszej kolejności książka ta jest adresowana.
TS